[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obrazie? - Aha, rozumiem, o co ci chodzi. - Zoe ściągnęła wargi. - Nie, była w krótkiej, ciemnozielonej sukience. - Zamknęła oczy, by przywołać obraz. - Na nogach miała brązowe buty z cholewami, wysokie do kolan. A na szyi wisior, który, jak mówi legenda, dostała od ojca. Na głowie... chyba diadem, tak to się nazywa? Złota opaska ze szlachetnym kamieniem pośrodku. Ciemnozielonym jak jej suknia. Miecz u boku. Ach! - Otworzyła oczy. - Na plecach zauważyłam... - Zoe ze zniecierpliwieniem sięgnęła ręką między łopatki. - Kołczan. Takie coś, w czym się trzyma strzały. I przewieszony łuk przez ramię. - Wybierała się na polowanie - wtrącił Jordan. - Do lasu - podjęła Zoe. - Wybrała się na polowanie do lasu. Polowanie też jest poszukiwaniem. - Może las ma bardziej dosłowne znaczenie, niż nam się wydawało - zauważyła Dana, wsuwając do ust kolejny kęs. - Przyjrzę się lasom w książkach i na obrazach, a także tym naszym, wokół Pleasant Valley. Niewykluczone, że cos wyskoczy. - Jeśli opiszesz mi scenerię, spróbuję ją naszkicować - wtrąciła Malory. - Powinniśmy wszyscy zobaczyć to, co ty widziałaś. - Dobrze. - Zoe stanowczo kiwnęła głową. - Chyba masz rację. Czas ucieka, ale rzeczywiście chyba masz rację. Miała takie przenikliwe, smutne spojrzenie - dodała cicho. - Nie wiem, jak potrafiłabym żyć, gdybym jej nie pomogła. Gdy Brad odwoził Zoe do domu, tonęła w myślach, wpatrując się w przyrastający księżyc. Był większy i bielszy niż ostatnio, odmierzał jej czas. - Chyba nigdy przedtem nie zwracałem uwagi na fazy księżyca. Po prostu spoglądałem w niebo i widziałem księżyc w pełni albo w nowiu, albo w którejś tam kwadrze. Nie zauważałem, czy go przybywa czy ubywa. Ale teraz już będę wiedział. I nawet nie muszę spoglądać na niebo, żeby określić, jaka to faza. - Zostały mi niecałe trzy tygodnie. 116 - Masz wykres i szkic. Masz wizję. Nie da się złożyć układanki bez poszczególnych elementów. Teraz je gromadzisz. - Liczę na to. Dobrze, że omówiliśmy sprawę, ale teraz gubię się w tym wszystkim, nie ogarniam całości. Nie potrafię układać słów jak Dana ani malować obrazów, jak Malory. Muszę, no nie wiem, wziąć się do roboty i ulepić coś z tej gliny. Ale na razie nie wiem, w co ręce włożyć. Frustrujące uczucie. - Czasami wystarczy zostawić porozrzucane kawałki. A potem wracasz i widzisz je pod innym kątem. - Zahamował na podjezdzie przed jej domem. - Nocuję dzisiaj u ciebie. - Co takiego? - Nie zostawię cię tu samej, nawet bez Simona, gdyby coś się zdarzyło. - Wysiadł i zabrał garnek z tylnego siedzenia. - Prześpię się na sofie. - Przecież jest Moe... - zaczęła, gdy pies podbiegł do drzwi. - Ostatnio, jeśli dobrze pamiętam, Moe nie potrafił wybrać numeru w telefonie ani poprowadzić samochodu. A może przydałby ci się ktoś, kto to potrafi? - Przystanął przy drzwiach, czekając, aż Zoe je otworzy. - Nie zostaniesz sama. Będę spał na sofie. - Nie mam... - Nie sprzeciwiaj się. Obrzuciła go długim, uważnym spojrzeniem, potrząsając kluczami. - A może lubię się sprzeciwiać? - To nie miałoby sensu, ale jeśli już musisz się sprzeciwiać, wejdzmy do domu. Jest ciemno, zimno, a Moe okazuje nieco przesadne zainteresowanie zawartością garnka. Otworzyła drzwi i skierowała się prosto do kuchni. - Odstaw go, wszystko jedno gdzie. Zaraz się nim zajmę. - Wyjęła pojemnik na resztki i zdjęła płaszcz, przerzucając go przez oparcie kuchennego krzesła. - Zapewne nie dotarło do ciebie, że pozwoliłam Simonowi nocować u kolegi, ponieważ chciałam spędzić kilka chwil sama z sobą. - Dotarło do mnie. Nie zamierzam ci przeszkadzać. - Zdjął płaszcz i podniósł okrycie Zoe. - Odwieszę je. Bez słowa zaczęła przekładać resztki chili do pojemnika. 117 Wiedziała, że Brad ma jak najlepsze zamiary. I nie miała nic przeciw silnej męskiej ręce w domu. Po prostu nie przywykła. Również do słuchania poleceń. Między innymi na tym polega problem, pomyślała, zamykając pojemnik. Sama pilotowała swój okręt tak długo, że nie tolerowała nikogo obcego za sterem. Taka skaza na jej charakterze, ale miała do niej prawo. To zaledwie mała część problemu, pomyślała i zaczęła szorować garnek. Gorzej, że mężczyzna, do którego czuła silny pociąg, przebywał razem z nią w domu, bez przyzwoitki w postaci dziewięcioletniego chłopca. Co było, jak sobie uświadomiła, stawiając garnek na suszarce, kompletną głupotą. Weszła do salonu. Brad siedział w fotelu, przeglądając jedno z czasopism. Moe, który stracił nadzieję na skosztowanie chili, ułożył się w pobliżu na podłodze. - Jeśli szukasz czegoś do czytania - zaczęła - mogę ci zaoferować coś lepszego niż magazyn fryzjerski. - Jest niezły. Bardzo atrakcyjne modelki. Czy mogę ci zadać dwa pytania? Pierwsze dotyczy poduszki i koca. - Mam w zapasie jedno i drugie. - Dobrze. Drugie pytanie nasunęło mi się na widok tej rudej modelki z kolczykiem w brwi. Tylko... jak to ująć? - Interesuje cię kolczyk w brwi? - Nie. Niezupełnie. Ale tak się składa, że jakiś czas temu zauważyłem... miałaś na sobie dżinsy, które zjeżdżały trochę w dół, i bluzkę, która podjeżdżała do góry, więc nie mogłem nie zauważyć srebrnego ćwieczka... w twoim pępku. Masz przekłuty pępek. Przechyliła głowę. - Zgadza się. - Byłem ciekaw, czy zawsze nosisz kolczyk. Zachowała bardzo rzeczowy, bardzo poważny wyraz twarzy. - Czasami noszę małe srebrne kółeczko. - Aha. - Nie mogąc się powstrzymać, zerknął na jej brzuch. 118 - Zanim sprowadziłam się do Valley, dorabiałam sobie w salonie piercingu i tatuażu. Odkładałam każdego centa na zaliczkę za dom. Jako pracowniczka mogłam to sobie zrobić gratis, a w dodatku takie doświadczenie ułatwiało rozmowy z klientami. Nie - dodała, czytając w myślach Brada - nie przekłułam sobie innych części ciała, tylko pępek i uszy. Napijesz się czegoś? A może jesteś głodny? - Nie, dziękuję. - Czy zrobiłaś sobie jakiś tatuaż? Uśmiechnęła się przyjaznie, jak nauczycielka w szkółce niedzielnej. - Tak, jeden. Nieduży. - Wiedziała, że Brad się zastanawia, co sobie wytatuowała i w którym miejscu. Niech się trochę pozastanawia. - Nie musisz spać na sofie. - Zauważyła nagłe zmrużenie wpatrzonych w nią oczu i wyczuła, jak jego ciało tężeje, choć stała mniej więcej w odległości metra. - Nie ma takiej konieczności, skoro jesteśmy tylko we dwoje. - Zawiesiła głos. - Możesz zająć łóżko Simona. - Aóżko Simona - powtórzył, jak gdyby była to fraza w obcym języku. - Ach, tak. Dobrze. Jasne. - Może wejdziesz ze mną na górę, pokażę ci, gdzie co jest. - Oczywiście. - W szafce w łazience są czyste ręczniki - poinformowała go, ruszając po schodach; zaczynała się pysznie bawić. - Mam też zapasową szczoteczkę do zębów, której możesz użyć. Wchodząc za nią, trzymał ręce przy sobie i próbował się nie zadręczać wyobrażeniami tatuaży i kolczyków w pępku. Poniósł sromotną porażkę. - Muszę być na naradzie o wpół do dziewiątej rano, więc szybko się mnie pozbędziesz. - Pora mi nie przeszkadza. Przywykłam do wczesnego wstawania. Pchnęła drzwi do pokoju Simona. Stało tam piętrowe łóżko, przykryte granatowymi narzutami, a w oknie wisiały jaskrawoczerwone zasłony. Półki, pomalowane na kolor odpowiadający narzutom, wypełnione były przedmiotami, jakie zazwyczaj kolekcjonują chłopcy. Plastikowe figurki, książki, minerały i modele samochodów. Na czerwonym dziecięcym biurku pod oknem Brad dostrzegł lampkę z Supermanem, podręczniki oraz różne szpargały. Panował tu ład, lecz bez przesadnej surowości. Do korkowej planszy przypięte były rysunki, zdjęcia i wycinki z czasopism. Na słupkach łóżka wisiały sportowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|