[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ach, więc właśnie to kryło się pod tą skąpą, czarną sukienką -
powiedział.
- Odejdz stąd - powtórzyła, starając się, aby głos jej brzmiał
gniewnie. Było w nim jednak tylko zmieszanie.
- Zastanawiałem się nad tym przez cały wieczór - przyglądał się
jej w sposób, który budził dziwny niepokój - i założę się, że inni
faceci też. Widziałem, jak na ciebie patrzyli. Oczy o mało nie
powyłaziły im z orbit. Każdy z tych idiotów wyobrażał sobie, co kryje
się pod tą sukienką.
Leonie bała się krzyknąć, by nie obudzić Mala. Czerwona z
oburzenia wyszeptała więc ze zdławioną furią:
- Wystarczy! Teraz już idz!
- Nie tak prędko - wycedził. - Przynajmniej, dopóki nie
porozmawiamy.
- O tej porze?
Czuła narastające przerażenie, ale starała się tego nie okazać w
obawie, by jeszcze bardziej go nie rozdrażnić.
- Jest już bardzo pózno - zmusiła się do uprzejmego tonu. -
Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, możesz poczekać do jutra.
- Nie mogę.
- Posłuchaj, właśnie przygotowywałam się do snu.
- Właśnie widzę.
123
SR
Szare oczy błądziły po jej skąpo okrytej postaci z ironiczną
bezczelnością. Leonie miała ochotę po prostu go uderzyć. Jak śmiał
patrzeć na nią w ten sposób?!
- Poza tym, nie mamy sobie nic do powiedzenia - rzuciła ostro.
- Wiesz, że to nieprawda - mruknął Giles i nagle, ku jej
całkowitemu zaskoczeniu, ukląkł przed nią.
- I oto jestem u twych stóp - zauważył lekko kpiącym tonem, po
czym uniósł rękę, aby dotknąć jej uda.
Jego zachowanie kompletnie wytrąciło dziewczynę z równowagi.
- Co ty sobie wyobrażasz... co robisz... - szeptała.
- Widzisz, co robię - mruknął i powoli zaczął rozpinać
koronkowe podwiązki.
Jego chłodne palce delikatnie ocierały się o skórę Leonie. Dreszcz
nagłego podniecenia wstrząsnął jej ciałem i dziewczyna nerwowo
zacisnęła pięści. Miała ochotę uderzyć samą siebie za ten spazm
własnych, zdradliwych zmysłów.
- Przestań - powiedziała słabo, starając się ukryć to, co
naprawdę czuła.
Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek i wydął usta, jakby
coś go nagle bardzo rozśmieszyło.
- Czyż nie zdejmowałaś ich, gdy wszedłem? Powoli zaczął
zsuwać pierwszą pończochę.
- Wolałabym zrobić to sama - szepnęła, drżąc coraz silniej.
Zaśmiał się z wesołą kpiną.
- Ależ tak, tylko że mnie sprawi to o niebo większą przyjemność.
Leonie miała wrażenie, że jej skóra płonie pod miękkim dotykiem
opuszków jego palców. Ogarniała ją coraz większa gorączka. Nie
była w stanie pozbierać myśli. Tymczasem Giles powoli zdejmował
jej drugą pończochę, delikatnie przesuwając dłońmi po wewnętrznej
stronie jej napiętych ud.
- Masz cudowne, wspaniałe nogi - powiedział, wpatrując się w
nie zamglonym wzrokiem. - Piękne, szczupłe kostki, śliczne stopy i
takie gładkie uda...
Druga pończocha opadła na podłogę, a on wciąż głaskał jej nagą
124
SR
skórę. Każde dotknięcie tych smukłych palców wzbudzało w
dziewczynie dławiący dreszcz rozkoszy. Nie, nie może się temu
poddać!
Wyrwała stopę z jego dłoni i poderwała się, nie bardzo wiedząc,
jak ma się dalej zachować. Jak skłonić go do wyjścia z pokoju?
Giles podniósł się także i zanim zdołała się odsunąć, ujął ją za
nagie ramiona, zmusił, aby się do niego odwróciła i przyciągnął tak
blisko, że ich ciała prawie się zetknęły.
Wciąż był w swoim wieczorowym garniturze. Uroczysty i
poważny wygląd tego stroju stanowił dziwny kontrast z prawie nagą
Leonie. Wyglądało to dwuznacznie i zmysłowo.
- Puść mnie! - zaprotestowała i próbowała się wyrwać.
- Nie, dopóki nie porozmawiamy.
- Zrobimy to jutro!
- Czekałem już wystarczająco długo  powiedział Giles i na jego
twarzy pojawiło się napięcie. - Dziś zrozumiałem, że jeszcze trochę, a
będzie za pózno.
- O czym ty mówisz? - spojrzała na niego zupełnie
zdezorientowana.
- A o czym, na litość boską, mogę mówić? O tej namiastce
naszego małżeństwa, Leonie!
Poczuła lód w sercu. Giles przyszedł żądać separacji. Od początku
było wiadomo, że taki będzie koniec. Dlaczego więc ogarnia ją teraz
rozpacz?
Przełknęła ślinę i uniosła dumnie głowę.
- W porządku. Wyprowadzę się, kiedykolwiek zechcesz.
Możemy się rozwieść, separować, anulować małżeństwo, cokolwiek.
Ale Mala zabieram ze sobą!
- Nie będzie żadnego rozwodu! - W oczach Gilesa na powrót
błyszczała grozba. - %7ładnego rozwodu, żadnej separacji, a ty nigdzie
się nie wyprowadzasz. Jesteś moją żoną i zostajesz tu, ze mną!
Spojrzała na niego nieprzytomnie, zbyt oszołomiona, aby
zrozumieć, co powiedział.
- Ale... wobec tego... co chciałeś mi powiedzieć? Zaśmiał się
125
SR
szorstko i jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie. Silne dłonie
zacisnęły się na nagich plecach dziewczyny.
- To, co słyszałaś. Czas najwyższy, abyś zdała sobie wreszcie
sprawę z faktu, że jesteś moją żoną. I to jest prawdziwe małżeństwo.
- Mówił powoli i dobitnie, po każdym wypowiedzianym słowie roz-
pinając kolejny, srebrny zatrzask gorsetu Leonie.
Poczuła, jak delikatny materiał zsuwa się z ciała.
- Nie! - zaprotestowała zdławionym szeptem.
W głowie jej huczało. Skronie pulsowały pod naporem kłębiących
się myśli. Na pewno odkrył, że go pokochała i postanowił to
wykorzystać! Nie licząc się z jej uczuciami! Co to za bezlitosny,
bezwzględny człowiek! Jak może? Dławiąca gorycz chwyciła ją za
gardło. Wiedziała przecież, że jej nie kocha. Dobrze rozumiała zimny
gniew w jego oczach, kiedy spoglądał na nią podczas przyjęcia - to
było to samo spojrzenie, którym mroził ją tyle razy w przeszłości.
Nienawidził jej od samego początku i teraz chce się z nią kochać - z
pogardy i chęci zadania jej bólu. Chciał się zemścić za Malcolma...
Ogarniała ją coraz większa panika. Nie! Nie może mu na to
pozwolić! To by ją zniszczyło! Zostanie jej tylko pogarda dla samej
siebie. Pogarda za to, że mu się poddała, pogarda za własne,
nierozumne uczucie, którym go darzyła.
- Nie! - powtarzała na głos, coraz gniewniej. Próbowała go
odepchnąć, lecz on był silniejszy.
Gorset upadł na ziemię i oto, drżąc i łkając, stała naga w jego
ramionach.
- Nie będę... Puść... Nienawidzę cię...
- To bardzo niedobrze - westchnął - bo ja wcale nie zamierzam
cię puścić, Leonie. Moja cierpliwość się skończyła.
Pochylił głowę i gorące usta spoczęły na jej nagim ramieniu.
Zadrżała z nagłej rozkoszy. Nie mogła znieść świadomości, że on
czyta z wyrazu jej oczu. Nie chciała dopuścić, aby wiedział, co ona
czuje. Z ciężkim westchnieniem oparła czoło na jego ramieniu,
wtuliła twarz w koszulę i przestała walczyć. Stała drżąc pod
dotykiem zaborczych dłoni, które z coraz większą siłą przesuwały
126
SR
się po jej ciele. Ogarnęło ją bezradne, niepohamowane, niszczące
pożądanie.
Nagle poczuła, jak jego dłoń dotyka jej podbródka i unosi twarz w
górę. Zmusił ją, aby spojrzała mu w oczy i wtedy zobaczyła w nich
pragnienie tak gwałtowne, jak bezlitosny huragan, jak sztorm. Może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl