[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nazywam się Jane Thornton. Moja córka chodzi z Emmą do tej samej klasy. Czy mogę w czymś pomóc? - Czy Emma ma rodzinę w tej dzielnicy? - Sally bardzo zależało na tym, aby ktoś zaopiekował się dziewczynką. - O nikim takim nie słyszałam. - Sąsiadka potrząsnęła głową. - Przyjaznimy się, ale nigdy nie było mowy o żadnych krewnych. - Czy to znaczy, że Emma dobrze zna pani rodzinę? - Ależ tak! - Kobieta rozpromieniła się na chwilę. - Nasze dziewczynki zawsze się razem bawią. Emma może u nas mieszkać, aż John i Caroline wrócą do domu. - To najlepsze rozwiązanie. Proszę mi podać numer telefonu. Zawiadomię państwa, kiedy Emma będzie mogła odwiedzić rodziców w szpitalu. Na pewno będzie się o nich niepokoiła nie mniej niż oni o nią. - Sally puściła drobną rączkę i pani Thornton porwała Emmę w ramiona. - Powiemy mamie i tacie, że postąpiłaś jak prawdziwa bohaterka. Kątem oka Sally zobaczyła, że Jeff zamyka drzwi karetki. Luke odjeżdżał z pacjentami. Pożegnała się z Emmą i panią Thornton. Wracała do gabinetu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zmieszanym z pewną dozą żalu, że nie miała okazji porozmawiać z Lukiem. Prowadzili intensywne życie zawodowe, a te krótkie chwile, które 58 RS spędzali razem, często burzyło poczucie odpowiedzialności za los innych ludzi. Jakie to dziwne, myślała wracając do domu tego wieczoru, że już w kilka tygodni po tym, jak wymknęła się sytuacji nie do zniesienia z postanowieniem, że nie chce mieć nic wspólnego z mężczyznami, tak gwałtownie szuka okazji, by spotkać się z jednym z nich. Wjechała tyłem na podjazd, wyłączyła silnik i zmęczona wyprostowała plecy. Czeka ją jeszcze przygotowanie kolacji i zatroszczenie się o Amber, zanim... - Och! - krzyknęła przerażona, gdy ktoś otworzył drzwiczki. Usłyszała niski głos: - Zamierzasz tu spać? A może zainteresuje cię domowa kolacja? - Luke! Ale mnie przestraszyłeś! -Serce biło jej jak oszalałe, Sama nie wiedziała, czy to ze strachu, czy z radości. - Domowa kolacja?! W czyim domu i kto ją przygotuje? - Oj, wy ludzie małej wiary... Czuję się głęboko zraniony. Zapraszam cię do mnie, a tam wszystko jest już gotowe. Brakuje tylko ciebie. - Czy mogę przedtem nakarmić psa i się przebrać? Tak długo chodzę w tym samym ubraniu, iż czasami mam wrażenie, że do mnie przyrosło. - Nie ma sprawy. - Podał jej ramię. Jego dotyk sprawił, że nie wiedziała, czy będzie w stanie utrzymać się na nogach. - Dzięki - szepnęła, chwytając torbę. Rozdygotana weszła pod prysznic. Nie chciała wkładać czystych części garderoby na spocone ciało. Wycierając się walczyła z pokusą, by 59 RS dla Luke'a ubrać się szczególnie starannie. W końcu jednak postanowiła włożyć bluzę i dżinsy. - Gotowa? - zapytał, gdy pojawiła się w kuchni. - Kiedy byłaś w łazience, nakarmiłem Amber. Powiedział to niemal nonszalanckim tonem, lecz Sally dostrzegła szczególny błysk w jego oczach. Poczuła, jak ciepło rozlewa się wokół jej serca, które na zawsze miało pozostać lodowate. - Gotowa. Sięgnęła po kurtkę i torbę i nagle zdała sobie sprawę, że Luke po raz pierwszy zaprasza ją na swoje terytorium. Była bardzo przejęta. Czy to znaczy, że ufa jej na tyle, by pozwolić jej na przekroczenie barier, którymi się otoczył? Pomyślała, że mają wiele wspólnych cech, nie tylko w kwestiach zawodowych... Miała już sporo dowodów na to, że potrafią razem pracować. Muszą jeszcze bardzo dużo dowiedzieć się o sobie nawzajem, muszą poznać swoje marzenia i lęki, sukcesy i porażki... Muszą posiąść wiedzę, która stanie się podstawą długotrwałego związku. Wzięła głęboki oddech i, czując się nader niepewnie, podała mu kluczyki. - Dzisiaj możesz być moim szoferem - oznajmiła z uśmiechem. - Mam ochotę być wielką panią. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Odbierając z jej ręki kluczyki, zrobił głęboki ukłon i musnął palcami jej dłoń. - Proszę wsiadać, madame. Zawiozę panią tam, gdzie na nią czeka nektar i ambrozja. - Otworzył przed nią drzwi i ponownie nisko się ukłonił. 60 RS Nerwowy chichot Sally popsuł cały efekt: bała się, że jeżeli Luke jeszcze raz jej dotknie, to ona się skompromituje, mdlejąc mu u stóp. - Idiotka! Mimoza! - wyrzucała sobie, sadowiąc się w samochodzie. - Zachowuj się przyzwoicie - mruknęła. Widząc podniesione uszy psa, zdała sobie sprawę z tego, że mówi głośno. To jest tylko zaproszenie na kolację, upominała się już po cichu. Ciesz się z tego i nie trać głowy. Nie zaprosił cię po to, by cię uwieść... Szkoda... 61 RS ROZDZIAA PITY - Luke! Jak tu pięknie! - zawołała, rozglądając się po całym pokoju. - Sam to wszystko zrobiłeś?! Podziwiała ściany barwy kości słoniowej, błękitne zasłony i meble obite rdzawą tkaniną. Całość ożywiały rośliny w starannie dobranych doniczkach. Głęboka zieleń liści i różnorodność kwiatów wyglądała oszałamiająco na tle jasnych ścian. - Tak - odparł, udając obojętność. Sally jednak wiedziała, że jej zachwyt sprawia mu przyjemność. Ukryła uśmiech, zwracając się ku największej grupie roślin ustawionej w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|