[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oczywiście, że nie, nie bądz głupi.
- Nie możesz pozwolić, Nadiu, by strach rządził twoim życiem.
- Tak nie jest.
- Twierdzisz, że testament ojca nakazuje ci pozostać w tym apartamencie
przez rok. Co będzie, jeśli tego nie dotrzymasz?
Byłaby bardzo zadowolona, gdyby zmienił temat na jakikolwiek inny.
- Nie spełnię nałożonych na mnie warunków dziedziczenia.
- A wtedy?
- Stracą wszyscy, choć ja najwięcej.
- Czytałaś warunki zakupu twojego mieszkania podpisane przez ojca?
- Nie, a o co chodzi?
- Jako właściciel całego budynku, w uzasadnionych przypadkach mogę usu-
nąć z niego każdego mieszkańca.
Zniadanie podeszło jej do gardła. Co to są  uzasadnione przypadki"? Musiała
spytać prawnika, co się może stać, jeśli Lucas zacznie jakieś legalistyczne manew-
ry. Czy obowiązywałyby ją nadal warunki testamentu, gdyby apartament stał się
nagle niedostępny? Czy bracia zdołaliby przeciągać prawne zapasy z Lucasem wy-
starczająco długo, żeby minął wymagany rok?
Tak czy siak, dopóki nie porozmawia z Richardsem i nie określi swojej pozy-
cji, musi grać na czas.
- Nie możesz tego zrobić.
- Albo przyjmiesz moje lekcje jazdy, albo zadzwonię do swoich prawników i
zawiedziesz braci.
- Dlaczego sądzisz, że masz wystarczające kwalifikacje, by uczyć?
- Nauczyłem obie siostry.
- Nie skończyły oficjalnych kursów, jak zwyczajni ludzie?
S
R
- Warunki mieliśmy niezwyczajne.
Może według jego standardów. Według niej jego rodzina była niemal perfek-
cyjna. Pełna miłości, przyjazna, prawdziwa. Boże, jak po wypadku za nimi tęskni-
ła! Jednak nie miała odwagi się z nimi skontaktować, przekonana, że winią ją za
spowodowanie śmierci Lucasa. Tymczasem mogła się nie przejmować. %7łyli sobie
świetnie za pieniądze jej ojca.
Teraz jednak, czy mogła odrzucić idiotyczne żądanie Lucasa? Zanim podjęła
decyzję, odezwała się jej komórka. Zadowolona, że ma okazję do zwłoki, wycią-
gnęła ją szybko i sprawdziła, kto dzwoni.
- To Mitch. Muszę odebrać.
Wstała, przeszła w odległy róg patia i stanęła tyłem do Lucasa. Zapatrzyła się
w czystą wodę basenu.
- Mitch, co odkryłeś?
- Znalazłem podanie rozwodowe, ale nie ostateczny wyrok. Będę szukał dalej.
Podanie jest podpisane i wygląda jak najbardziej legalnie.
Odetchnęła z ulgą.
- Nie przypominam sobie podpisywania czegokolwiek związanego z moim
małżeństwem, ale wiesz, w jakim stanie wtedy byłam.
- To był trudny okres - przyznał Mitch. - Rozumieliśmy.
Przez kilka miesięcy po wypadku żyła jak we mgle, na krawędzi katatonii.
Kiedy w końcu się pozbierała, ocknęła się na wydziale księgowości i zarządzania
na Uniwersytecie Barry* w Miami Shores, zamiast w Nowym Jorku na wydziale
projektowania mody, o czym zawsze marzyła.
* Uniwersytet Barry jest prywatną, katolicką uczelnią, opartą na tradycjach edukacyjnych zakonu domi-
nikanów. Założony w 1940 roku. (przyp. tłum.).
Czy ojciec podsunął jej papiery w tym okresie oszołomienia?
- Kiedy złożyłam podpis?
S
R
- Trzynastego sierpnia.
Przeniknął ją chłód pomimo upalnego poranka. Przestała słuchać, bo nic już
nie miało znaczenia. Chciała wrzeszczeć. Odetchnęła spazmatycznie, walcząc z
mdłościami i zawrotami głowy.
- M... Mitch, to jest cztery dni po moim ślubie...
- Cztery dni? Ale ty byłaś w śpiączce przez... - Stek przekleństw brata prawie
ją ogłuszył. Najwyrazniej Mitch nie zawsze pozostawał chłodny i opanowany. -
Twój podpis musiał zostać podrobiony.
Uważała tak samo. Usiłowała opanować narastającą w niej panikę, ale była
coraz bliższa omdlenia.
- Czy to oznacza to, co myślę?
- Jeśli twój podpis jest nieważny, dokument zapewne też, bo nikt nie miał
twojego pełnomocnictwa. Natychmiast posadzę Richardsa nad tą sprawą. Spróbu-
jemy też odszukać resztę papierów.
Odwróciła się powoli. Odnalazła wzrokiem Lucasa po drugiej stronie tarasu i
już nie mogła oderwać od niego wzroku.
- Nadiu, nie panikuj. - Zazwyczaj pomocny głos Mitcha teraz stracił swoją si-
łę.
- Jak to nie panikuj? Wciąż jestem żoną Lucasa Stone'a.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Wciąż zamężna.
Lucas nie mógł usłyszeć tych słów wyszeptanych przez Nadię, odczytał je
jednak z jej ust, zobaczył lęk rozszerzający jej oczy i nagłą bladość.
Idąc w jej stronę, z trudem powstrzymał się od tańca radości. Zatrzymał się na
tyle blisko, by lekki wiaterek przyniósł mu jej zapach, który wciąż rozbudzał jego
zmysły jak nic innego.
Zatrzasnęła telefon i odetchnęła kilkakrotnie, głęboko i starannie, co przycią- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl