[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że miłość jego dziadków trwa nadal.
- %7łyją? - dokończył za nią Mike. - Tak. Denise uśmiechnęła się z
ulgą.
- Kilka lat temu przenieśli się do Phoenix - wyjaśnił.
- Dziadek twierdził, że wilgoć od oceanu szkodzi babci, ale
podejrzewam, że chodziło mu raczej o bliskość pola golfowego.
Dziwne, że świadomość, iż dwoje nie znanych jej przecież ludzi żyje
nadal w szczęściu i zdrowiu, sprawiła jej taką przyjemność. Zadumana,
patrzyła na drewniane okiennice, spadzisty dach, pnącza dzikiego wina.
- Wiem, że ty i Patrick jesteście blizniakami - powiedziała cicho.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Mike prawie nic nie opowiedział jej o
swojej rodzinie. - Są jeszcze jacyś inni Ryanowie?
Mike pomógł jej zsiąść z motoru i odprowadził maszynę do
niewielkiego garażu na tyłach domku.
77
RS
- Oprócz Patricka i mnie jest jeszcze Sean i Dennis. Sean jest
najstarszy, my najmłodsi.
Denise, zasłuchana, szła za nim.
- %7ładen z nich nie chciał tego domku?
- Sean stacjonuje w Południowej Karolinie. Dennis mieszka na barce,
zacumowanej dalej na południu, a Patrick końmi by się nie dał wyciągnąć
ze swojego mieszkania - wyjaśnił Mike.
- Przecież właśnie wyjechał - przypomniała.
- Ale tylko na wakacje.
Denise oparła się o ścianę garażu i patrzyła, jak Mike wprowadza
motor do środka.
- Mówiłeś, że Sean stacjonuje na wschodzie?
- Taak. - Mike wyciągnął rękę i zapalił wiszącą u sufitu niewielką,
niczym nie osłoniętą żarówkę. Wsunął ręce do kieszeni dżinsów i w tym
nikłym świetle spojrzał na Denise. - Służy w marynarce.
Twarz mu pobladła, widać było lekkie drganie mięśni podbródka. Po
raz pierwszy od ponad tygodnia wyglądał tak, jak tamtej pierwszej nocy w
gabinecie Patricka. Dlaczego?
- Masz coś przeciwko marynarce? - spytała.
- Seanowi się spodobała. Mnie nie.
- Służyłeś?
- Przez osiem lat. Zrezygnowałem przed kilku laty.
Jego odpowiedzi były coraz krótsze. Może powinna się wycofać i nie
drążyć dalej tego wyraznie drażliwego tematu. Nie potrafiła.
- Dlaczego?
78
RS
Mike głośno wciągnął powietrze i nawet w świetle słabej żarówki
widziała grymas bólu na jego twarzy.
- Ujmijmy to tak, że napatrzyłem się tyle na pustynię, iż wystarczy
mi to do końca życia.
Na pustynię?
Przez ciało Denise przeszedł zimny dreszcz. Marynarz na pustyni.
Jego ponura mina. Musi tu chodzić o wojnę w Zatoce Perskiej.
Spojrzała na Mike'a, ale odgrodził się od niej pół-przymkniętymi
powiekami. Pod nieruchomą maską ukrył wszelkie wiążące się z tamtym
czasem uczucia.
Nagle uświadomiła sobie, jak niewiele brakowało, by nigdy go nie
spotkała. Mógł przecież zginąć, a ona nie poznałaby smaku jego ust. Nie
stałaby się tą kobietą, jaką jest teraz. Dzięki niemu.
Nie wyobrażała sobie, jak by to było, gdyby go nie poznała. Znaczy
dla niej tak wiele. Ciągle za nim tęskni. Wbrew własnym chęciom darzy
go silnym uczuciem. Pragnie z nim rozmawiać. Co by było, gdyby się nie
spotkali?
Przeniknął ją kolejny dreszcz, lecz tym razem zauważył ogarniające
ją drżenie. Zgasił żarówkę maleńki garaż pogrążył się w ciemności.
- Chodzmy - rzekł z wyraznym trudem. -Zmarzłaś. To ona swoimi
pytaniami wpędziła Mike'a w ten ponury nastrój. Chciała go jakoś
pocieszyć. Pragnęła, by znów stał się dawnym pogodnym człowiekiem.
Mężczyzną, którego znała i na którym jej zależało.
- Fajne musiało być dzieciństwo spędzone z trzema braćmi -
powiedziała szybko, kiedy podszedł bliżej.
79
RS
Widziała teraz wyrazniej twarz Mike'a i z ulgą zauważyła na niej
nareszcie lekki uśmiech. Zmiana tematu wyraznie go ucieszyła.
- Owszem. - Oparł się ręką o ścianę nad jej głową i nachylił ku niej. -
Wieczny ruch, zamieszanie. Kłótnie, krzyki, bójki.
- Lubiłeś to, prawda?
- Każdą chwilę. - Oderwał rękę od ściany i pogładził Denise po
policzku. - A ty? Masz jakieś rodzeństwo?
Denise wstrzymała oddech.
- Nie, nie mam.
- Pewnie było ci smutno.
- I za spokojnie.
Może nie czułaby się taka smutna i samotna, gdyby czuła, że ojcu na
niej zależy. Może... Szybko odsunęła te niemiłe myśli. Nie ma sensu
rozpamiętywać przeszłości. Nie przyniesie to niczego dobrego.
Mały garaż stał się nagle jeszcze mniejszy. Sprawiła to obecność
Mike'a. Stał zbyt blisko, by mogła zdobyć się na jakąś logiczną uwagę.
- A twoi rodzice? - wyjąkała w końcu.
Mike parsknął śmiechem. Czyżby wiedział, o czym Denise myśli?
Odsunął się od niej i podszedł do wyjścia.
- Są na emeryturze.
- A co robili przedtem? - spytała, idąc za nim w stronę ganku.
- Słyszałaś o Wave Cutters?
- Oczywiście. To największa firma produkująca sprzęt surfingowy w
południowej Kalifornii.
- Zgadza się.
Mike otworzył drzwi i wprowadził Denise do domku.
80
RS
Kiedy zapalił światło, zamrugała gwałtownie powiekami. Byli w
dużej, jasnej kuchni, ze starym sosnowym stołem. Stał na nim ogromny
piknikowy kosz.
- Robią deski surfingowe, specjalne piankowe stroje, kostiumy
kąpielowe... i kto wie, co jeszcze - chwaliła się swoją wiedzą Denise.
- To właśnie oni - rzekł Mike, podchodząc do lodówki. Wyjął z niej
talerz z kanapkami oraz butelkę wina i postawił na stole.
- To znaczy kto?
- Moi rodzice. To ich firma. W każdym razie była -dodał ze
wzruszeniem ramion. - Teraz to już problem Dennisa.
- Tylko jego? - Denise przysunęła sobie krzesło i usiadła przy stole. -
A ty nie chciałeś się tym zająć?
- Nie. Co prawda cała nasza czwórka jest w radzie nadzorczej, ale
firmą rządzi Dennis. My zbieramy tylko dywidendy.
- Dlaczego? - Czy Mike nie był dumny z tego, co osiągnęli jego
rodzice? Wave Cutters to jedna z najszybciej rozwijających się firm w
kraju. - Nie interesowało cię to? Rodzice na pewno byli na ciebie wściekli?
- Wściekli? - Mike był wyraznie rozbawiony. - Ojciec uważa, że
człowiek powinien robić to, na co ma ochotę. Jego ojciec chciał, żeby syn,
tak jak on, zajął się naprawą telewizorów. Twierdził, że na deskach sur-
fingowych nie zarobi się na utrzymanie rodziny. A mój ojciec każde  nie"
traktował jak wyzwanie.
Jaki ojciec, taki syn, pomyślała Denise.
- W każdym razie, kiedy Wave Cutters zaczęło dobrze prosperować,
dziadek sprzedał swoją firmę i zaczął pracować dla syna. - Mike wstał,
81
RS
zamknął lodówkę i oparł się o jej drzwiczki. - Odnieśli taki sukces, że obaj
mogli odpocząć i zająć się tym, co lubią najbardziej.
- Czyli golfem.
- Dziadek, owszem - potwierdził Mike. - Rodzice zaś kupili
posiadłość na Hawajach. Całymi dniami wypatrują najlepszej fali - dodał z
rozbawieniem.
Denise potrząsnęła głową. Jej ojciec rzadko opuszczał biuro. A
ojciec Mike'a zostawił dobrze prosperującą firmę, by zająć się
surfingiem... Nie miała wątpliwości, co powiedziałby na to Richard Tor-
rance.
- Co się stało? - Mike przykucnął przy jej krześle. -Jesteś
rozczarowana, iż okazałem się bogaczem? %7łe wcale nie jestem takim
niebezpiecznym awanturnikiem, jak przypuszczałaś?
Denise spojrzała w jego zielone oczy i ujrzała w nich szczery
niepokój. Zależało mu na jej opinii. Nie jest niebezpieczny? Akurat. Jedno
jego spojrzenie przyprawiało ją o dreszcze.
- Niebezpieczny to ty jesteś mimo swego bogactwa, Ryan.
- Cieszę się. Wolę być niebezpiecznym mężczyzną niż dobrze
prosperującym biznesmenem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl