[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i zręcznie ją bawił, więc oboje zdążyli się zaprzyjaznić. Słysząc tętent mężowskiego konia na
dziedzińcu, Bess poleciła, by niezwłocznie podano posiłek, sama zaś zaprosiła Ralpha do
stołu. Gdy Harry wszedł do środka, zastał swoją żonę w towarzystwie niezwykle efektownego
młodego człowieka.
Przystanął przy drzwiach, ściągnął rękawice i odrzucił podbitą futrem pelerynę. Młody
człowiek natychmiast do niego podszedł.
- Wyrazy uszanowania, milordzie. Jestem Ralph Monterey. - Skłonił się i w pozie
wyrażającej szacunek czekał, aż earl poda mu rękę. Obaj razem podeszli do stołu.
Gdy służba podała kolację, Harry powiedział:
- To dla nas wielka przyjemność gościć cię tutaj, panie. Czyżbyś miał w tych
okolicach jakieś sprawy do załatwienia?
Ralph nałożył sobie dużą porcję wybornego jadła, poczęstował się również winem.
Chciał nacieszyć się tymi delicjami, zanim rozpocznie poważną rozmowę.
- Mam sprawę osobistą, sir. Mój brat często opowiadał o twoim domu, a Anna, którą
miałem przyjemność poznać w Greenwich, gdzie okazała mi bardzo przyjazne uczucia, rów-
nież ciepło wspominała Maiden Court. - W tym miejscu urwał, a Harry nie stawiał dalszych
pytań.
Po skończonym posiłku wstali we troje od stołu i przeszli do salonu, gdzie rodzina
miała w zwyczaju spotykać się po kolacji. Bess wygodnie umeblowała tę komnatę i
pilnowała, by zawsze była dobrze ogrzana.
Na zaproszenie gospodarza Ralph spoczął w fotelu i rozejrzał się dookoła. Z uznaniem
odnotował eleganckie francuskie stoliki, na których stały czary z suszonymi płatkami
kwiatów i bukiety póznych róż, z płatkami nieco już poczerniałymi od wieczornych
przymrozków. Docenił też puszyste, jaskrawe dywany na podłodze i półki pełne książek
oprawnych w jedwabne płótno.
Na chwilę zatrzymał wzrok na jedynym obrazie w tym pomieszczeniu. Przedstawiał
on ubranego na szaro mężczyznę - zapewne gospodarza tego domu - siedzącego przy stoliku,
na którym leżały kolorowe karty do gry. Musiał to być gospodarz tego domu.
- To jest twój portret, milordzie, prawda? - spytał. Nie patrząc na obraz, Harry
odpowiedział:
- Tak, powstał wiele lat temu, w czasach mojej młodości. Ralph uśmiechnął się.
- Byłeś, panie, bardzo dobrym graczem, w każdym razie tak mówią ludzie.
Tym razem odpowiedziała Bess.
- Harry dawno już zmienił zainteresowania.
Ralph upił łyk wina, które i tym razem okazało się wyśmienite. Wszystko w tym domu
wydawało mu się stworzone dla wygody i przyjemności mieszkańców, a gospodarz i jego
żona również sprawiali jak najlepsze wrażenie. Pomysł ożenku stawał się więc dlań coraz
bardziej kuszący.
Pora robiła się pózna i Bess w końcu wstała.
- Proszę mi wybaczyć, Ralph, ale chcę już udać się na spoczynek. - Obaj mężczyzni
również wstali i skłonili głowy, żegnając panią domu, a potem Harry dolał wina do obu
kielichów.
- Myślę, że przyszedł czas, by porozmawiać o sprawie, która cię do nas sprowadza,
Ralph.
- To prawda - zgodził się Monterey. Odczekał jednak długą chwilę, nim powiedział: -
Przyjechałem, panie, by powiedzieć, że pokochałem twoją córkę. Za twoim pozwoleniem
chciałbym uczynić ją swoją żoną.
Harry przeniósł się ze swego miejsca przy kominku na ławę pod oknem.
- Naprawdę?
- Jesteśmy po słowie, panie - ciągnął Ralph. - Zanim Anna wyjechała na północ,
uzgodniliśmy...
- Wyjechała na północ? - przerwał mu Harry.
- Och, wybacz mi, panie, oczywiście nie mogłeś o tym słyszeć... Jej Wysokość
pojechała do Northumberlandu na inspekcję zamku Ravensglass, twierdzy dowodzonej przez
Jacka Hamiltona, i Anna towarzyszy królowej...
- Naprawdę? - Harry rozważył tę wiadomość. To był wielki zaszczyt dla jego córki! -
Och, przepraszam, panie, przerwałem ci wywód.
- Zanim Anna wyjechała, dała mi niedwuznacznie do zrozumienia, że przyjmie moje
oświadczyny, jeśli i ty, panie, wyrazisz na to zgodę.
- Rozumiem. - Harry odwrócił się, by zaciągnąć zasłony. %7łałował, że Bess już nie ma
w komnacie. Jego żona miała bardzo wiele rozsądku i doświadczenia, mimo pozorów
naiwności. On sam rzadko wiedział, co sądzić o młodzieńcach, którzy składali im wizyty,
aczkolwiek tym razem poznawał pokrewną duszę. Dwadzieścia łat temu z pewnością był
niezwykle podobny do Ralpha Montereya.
- Mam poparcie suwerena - skromnie wspomniał Ralph jeszcze podczas kolacji. - Jej
Wysokość poświęca mi niemało uwagi.
:!
Ja też w swoim czasie mógłbym tak powiedzieć, pomyślał Harry Latimar. W swoim
czasie Henryk VIII czuł do niego wielką słabość.
- Muszę jednak wyznać, że jestem zapalonym graczem - dodał Ralph, z wdziękiem
obnażając swoją słabość.
I to powiedziałbym o sobie dwadzieścia lat temu, uznał nieco zakłopotany Harry
Latimar.
- Cóż więc sądzisz, panie, o moich oświadczynach? - zakończył teraz Ralph. Harry
znalazł się w kropce. Nie pierwszy i nie dziesiąty raz zalotnik zwracał się do niego z prośbą o
rękę Anny, ale pierwszy raz wyglądało na to, że dziewczyna wyraziła zgodę. Naturalnie, tak
twierdził tylko Ralph, niemniej Harry był skłonny wierzyć słowom młodzieńca.
- Nie mogę dać ci odpowiedzi, panie, zanim nie porozmawiam z córką - zastrzegł się. -
Powiedz mi jednak, jak odnosi się do tego pomysłu twój ojciec. - Znał Johna Montereya i sza-
nował jego uczciwość i pełną rozwagi mądrość.
- Mój ojciec odniósł się do tego pomysłu bardzo życzliwie - odrzekł Ralph. - Gościł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl