[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpadał w szał. Kiedyś gonił mamę z siekierą. Na szczęście uciekły wtedy z mamą do ciotki, więc tylko porąbał stołek i drzwi od szafki. To już lepiej było nie mieć psa... A tak w ogóle to jestem Maja. A Ty? Anastazja. Fajne imię. Fajne. Tylko że wszyscy mówią na mnie Kryśka, bo tak mam na drugie. A ja wcale nie mam drugiego. I będę mówiła do ciebie Anastazja albo Nastka . Chyba że wolisz Krysia . Może być Anastazja albo Nastka , tylko nie Krysia . A on jak ma na imię? Tofik. Maja podrapała pieska za uchem, a on zaczął lizać swoją panią po rękach, jakby przepraszał za ucieczkę i usprawiedliwiał się, że to tylko taki żart, że tak naprawdę to on przecież nie zamierzał uciekać, tylko pobawić się w berka. Ale chyba jeszcze się do niego nie przyzwyczaił, bo nie przychodzi, gdy go wołam. Mam go dopiero od przedwczoraj. A ty gdzieś tu blisko mieszkasz? Nigdy cię nie widziałam. Nie zmieszała się Anastazja. Mieszkam zupełnie gdzie indziej. To co tu robisz? zaciekawiła się Maja. Przyjechałam tramwajem. I tak sobie tutaj chodzę. Do kogo przyjechałaś? Do nikogo. Po prostu przyjechałam i już. Sama przyjechałaś tramwajem? %7łeby sobie pochodzić? Tak. Sama. %7łeby pochodzić potwierdziła Anastazja, patrząc z oczekiwaniem na Maję. Serce biło jej tak mocno, że bała się, że może zaniepokoić pieska, który właśnie zamknął oczy. Nie chciała go budzić. I nie chciała, żeby Maja uważała ją za wariatkę. Ale fajnie! Też bym tak chciała... Mnie nie wolno jezdzić samej tramwajem. W głosie Mai zabrzmiała ledwie wyczuwalna nutka zazdrości. Anastazja nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie myślała, że inni mogą jej czegoś zazdrościć. I to kto?! Maja z dzielnicy szczęścia! Maja, która ma psa, piękny dom, ogród i dołeczki w policzkach, zazdrości jej jeżdżenia tramwajem! Zasnął u ciebie na rękach. Maja delikatnie pogłaskała pieska po grzbiecie To znaczy, że cię lubi. Przyjdziesz do mnie na podwórko? Anastazji zdawało się, że śni. Bo czy rzeczywistość mogła być piękniejsza niż marzenia? A Tofika przecież sobie nie wymarzyła. Ani wygranej w pluciu pestkami arbuzowymi. Plunęła co prawda tylko odrobinkę dalej niż Maja, ale wygrała! Ani batonika, który dostała od Mai w nagrodę za zwycięstwo, też sobie nie wymarzyła. A batonik był pyszny, nadziewany orzechami w karmelu. I pewnie był z zagranicy, bo opakowanie miał bardzo kolorowe i napisy po angielsku. Ale nawet bez tego batonika byłby to najcudowniejszy dzień w życiu Anastazji, bo kiedy już zbierała się do wyjścia, Maja spytała, czy jeszcze tu do niej przyjdzie. I czy zostanie jej przyjaciółką. Maja z dzielnicy szczęścia... Jedyna przyjaciółka, jaką Anastazja kiedykolwiek miała... Maja, która całowała żaby, bo nigdy nie wiadomo, która z nich może być księciem z bajki. Maja, która malowała anioły i gotowa była domalować kropki biedronkom dwukropkom, żeby biedactwa nie miały kompleksów, kiedy spotkają taką, co to ma siedem kropek. Maja, która znała magiczne miejsce w lesie nad stawem. Miejsce, gdzie tajemnice traciły swoją moc. Maja mówiła, że jeśli ktoś wie, że dzieje się coś okropnego, i nic nie może na to poradzić, i to jest taka straszna tajemnica, że nigdy, przenigdy nie chciałby tego nikomu zdradzić, ale zdobędzie się na odwagę i pójdzie nad ten staw w samo południe, i przy świadku wykrzyczy swój sekret, to wtedy to coś przestanie się dziać. I zapytała Anastazję, czy pójdzie tam z nią w południe, a kiedy kiwnęła głową, że tak, spytała jeszcze, czy ona też ma jakąś straszną tajemnicę do wykrzyczenia. Anastazja milczała. Gdyby była pewna, że to pomoże... Gdyby była pewna. Masz, prawda? zapytała Maja. Anastazja nie zaprzeczyła. Chyba każdy coś ma dodała Maja. Oprócz niego. Wskazała na próbującego upolować muchę Tofika. On wygląda, jakby był totalnie szczęśliwy. Wybrały się nad staw w niedzielę. Pogodna była paskudna, siąpiło od samego rana, ale Maja nawet się z tego cieszyła, bo przecież w taką pogodę na pewno nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby wybrać się do lasu na spacer. Ty też? spytała. Anastazja doskonale wiedziała, o co Maja ją pyta. Niezdecydowanie kiwnęła głową. Myślała o tym ciągle, od kiedy tylko usłyszała o magicznym miejscu. Czy to możliwe, żeby tata przestał pić? I nie musieliby już schodzić mu z drogi ani uciekać do babci, a mama nie płakałaby po nocach? I żeby tak się stało, wystarczyło wykrzyczeć w południe nad stawem, że tata jest pijakiem? Tylko tyle? I aż tyle. Bo przecież Maja... Co ona by pomyślała? I czy dalej chciałaby się z nią przyjaznić? A poza tym brudy pierze się w domu, jak mówiła mama. Tajemnica Mai na pewno nie jest taka straszna jak jej... Potem milczały już całą drogę. Maja obgryzała paznokcie, Anastazja przygryzała wargi. Chcesz pierwsza? szepnęła Maja, kiedy zatrzymały się pod dębem nad stawem. Nie! No dobra, to ja pierwsza. Ale ty musisz zaraz po mnie, bo minie południe. Maja nie odrywała wzroku od tarczy zegarka. Kiedy wskazówki spotkały się na dwunastce, zrzuciła kaptur i krzyknęła: Tata... poczerwieniała na twarzy, głos uwiązł jej w krtani, wydawało się, że nie wydobędzie więcej żadnego słowa. Wciągnęła powietrze i spróbowała jeszcze raz: Tata ma kochankę! Słowa pobiegły w świat i już nie dało się ich zatrzymać. Anastazja nie wierzyła własnym uszom. Jak to? Tata Mai? Ten miły pan, który ma taką śliczną żonę? Anastazja nigdy nie mogła się na nią napatrzeć. Mama Mai była szczupła i delikatna, miała gęste, ciemne włosy spadające na ramiona i pięknie pachniała. A tata Mai ją zdradzał? Maja wykrzyczała to tak głośno. Wszystkie drzewa słyszały. I wiatr poniósł tę wieść dalej w świat. A jeśli ktoś akurat tędy przechodził albo siedział ukryty w krzakach i usłyszał? Teraz ty! Maja nie patrzyła jej w oczy. Anastazja milczała. No, szybciej, bo nie pomoże. Ja... Anastazja przełknęła ślinę nie mogę. Wracały w milczeniu. Maja obgryzła już wszystkie paznokcie i teraz skubała skórki, przełykając łzy. Anastazja znowu przygryzała wargi. Tym razem milczenie ciążyło im jak kamień. Maja miała do niej żal. Anastazja to czuła. Czuła to wyraznie. Ale nie mogła nic na to poradzić. I nie mogła przestać myśleć o tacie Mai i o tej jego kochance. Bała się, że przyjaciółka wyczyta te myśli z jej oczu. Nie patrzyła więc na nią, tylko na czubki swoich butów, i odetchnęła z ulgą, rozstając się z Mają przy furtce. Po raz pierwszy nie żałowała, że się rozstają. Po tej wyprawie nad staw długo się nie widziały. Najpierw to Anastazja unikała tramwaju numer dziewięć, bo zupełnie nie wiedziała, jak się zachować, gdy spotka Maję, i o czym rozmawiać. Czy udawać, że zapomniała o tamtych słowach i wszystko jest jak dawniej, czy zrobić coś zupełnie innego? A pózniej Anastazja zachorowała. Na paskudną grypę, która ciągnęła się ponad dwa tygodnie. Ale gdy wreszcie po chorobie mama pozwoliła jej wyjść z domu, jeszcze tego samego dnia wybrała się do dzielnicy szczęścia. Nie mogła wytrzymać bez Mai. Na początku było trochę drętwo, ale Tofik podskakiwał, lizał je po twarzy i domagał się zabawy, więc zaczęły się z nim wygłupiać i wreszcie lody puściły. Tylko czasami na chwilę zapadało kłopotliwe milczenie i wtedy można było wyczuć to wiszące w powietrzu pytanie, które ciągle cisnęło się Anastazji na usta. Bała się pytać, bała się, że ta niteczka porozumienia nie wytrzyma tego i pęknie, ale musiała to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|