[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głosem. Był wprawdzie
zadowolony, że Keller spotkał
się z tego rodzaju arogancką
krnąbrnością, ale przecież
zawód, jego zawód, domagał się
należnego szacunku. - Skończyć
mi z taką gadaniną! Nie będę
powtarzał drugi raz!
Teraz Tatzer, czego można było
się spodziewać, ofunkął i
Bachmeiera. Przypuszczalnie
uważał się za męczennika, za
kogoś nie docenionego, za często
spotwarzanego człowieka. - Co z
was wszystkich za kupa
podstępnego łajna! Nie mogę już
tego wąchać. Zmierdzicie mi!
Nadużyliście mojego zaufania,
oszukaliście mnie, okłamali.
Możecie mnie...!
Po czym został wyprowadzony
przez Gutbroda.
** ** **
Zostali tylko Keller i
Bachmeier. Nie patrzyli na
siebie. Keller powiedział: -
Teraz mogę przyjąć, że załatwi
pan całą niezbędną resztę.
- I to po pańskiej myśli,
panie kolego - zapewnił
uroczyście Bachmeier. - Może pan
być pewny!
Keller łatwo rozpoznał, co
miało znaczyć tego rodzaju
zapewnienie, opierające się
widocznie na nadziei na
wzajemność. Dlatego też
powiedział: - Jeśliby miało udać
się to panu rzeczywiście, panie
Bachmeier, będzie mógł pan
również liczyć na moje bardzo
daleko idące ustępstwo.
- Jakie? - zapytał
zaciekawiony i pełen najlepszych
oczekiwań.
- Jeśli pan, panie kolego -
Keller był ucieleśnieniem
uprzejmości - zdoła doprowadzić
tę sprawę do przekonywającego
postawienia winowajcy w stan
oskarżenia, będę mógł,
zamierzam, wyjść panu naprzeciw.
- Jak daleko, jeśli mogę
zapytać?
- W takim przypadku, panie
kolego, byłbym gotów oświadczyć
co następuje: Wykrycie sprawcy,
a mianowicie Tatzera, opierało
się na ostatecznych rezultatach
ustaleń, do których udało się
dojść dzięki całokształtowi
poczynań skierowanej tu
specjalnej komisji, a więc
pańskiej komisji. Ja zaś, jeśli
w ogóle będzie ktoś o to pytał,
pełniłem funkcję wspomagającą i
nic więcej.
- Tym samym mogę uznać -
szanowny panie Keller -
stwierdził Bachmeier radośnie i
ufnie - że sprawa ta, aż do jej
zakończenia, będzie wyłącznie
moją domeną?
Znaczyło zaś to, że również
wyłączna będzie jego zasługa,
ale tego nie odważył się
powiedzieć. W każdym razie,
jeśli Keller miałby swoją
decyzję potwierdzić, byłoby to
równoznaczne ze swego rodzaju
prezentem.
- Niechże pan to załatwi! -
powiedział z ulgą Keller. - Tym
samym pozbędzie się pan mnie.
** ** **
Zaraz po tej rozmowie Keller
udał się do Adalberta Weckera,
który oczekiwał go z określoną,
ale dobrze skrywaną
niecierpliwością. Tutaj gość nie
dając się prosić, rozsiadł się w
najwygodniejszym fotelu.
Adalbert Wecker ciągle jeszcze
był dokładnym obserwatorem i nie
utracił nawet cząstki
intensywnie niegdyś zdobywanej
umiejętności. Od pierwszego
wejrzenia rozpoznał, że jego
uśmiechający się przyjaciel
Keller nie wygląda na
szczególnie zmęczonego, ani też
zniechęconego.
- Nie wyglądasz mi na
niezadowolonego, jeśli potrafię
ocenić twoje odczucia.
- Zadowolenie, Adalbercie,
jest to słowo, którym od dawna
już się nie posługuję, zwłaszcza
w dziedzinie kryminalistyki. Cóż
bowiem, bardzo cię proszę,
mogłoby być w naszym zawodzie
uznane za zadowalające?
Następnie Wecker spróbował
innego sposobu rozpoznania
nastroju, w jakim znajdował się
Keller. - Wychłodziłem butelkę
tego samego wina, które mój
Boże, to było dopiero wczoraj,
póznym wieczorem, piliśmy razem
z Wachsmannem. Czy mogę
zaproponować ci kieliszek?
- Ależ tak, koniecznie.
- Więc jednak! - stwierdził
uradowany Adalbert, bowiem coś
takiego nie było u Kellera
oczywistością. Przestrzegał on
reguły stanowiącej, by "w czasie
służbowym" nie pić ani kropli
alkoholu, a tylko dopiero
pózniej. Tym samym, co
podpowiadała czysto policyjna
logika, było więc "po wszystkim".
- No to jednak dałeś sobie
radę!
- Tak mniej więcej -
potwierdził Keller. Przyjął
napełniony kielich i powąchał, a
potem zaczął ostrożnie popijać.
- Pózniej powiedział: - %7łeby
uprzedzić to, co najważniejsze
powiem, iż twoje przekazane mi
przypuszczenia okazały się
trafne. Sprawcą jest Tatzer, a
więc nie Wesendung, który stał
się tylko jeszcze jedną ofiarą.
- Jest to dowiedzione
jednoznacznie? - zapytał zaraz
Adalbert i natychmiast dodał: -
Wybacz, proszę! To głupie i
całkiem zbędne pytanie. Jeśli ty
to stwierdziłeś, jest
jednoznaczne! - Potem
kontynuował: - Było ciężko, z
komplikacjami, wątpliwościami?
Wiesz, co chcę przez to
powiedzieć: Czy były trudności i
niejasności, czy są jeszcze
zastrzeżenia?
- NIc podobnego, Adalbercie!
NIe ma i tego, czego widocznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl