[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Anne? Ani drgnęła. Musiała bardzo głęboko spać. Rozumiał to. I jemu zdarzało się w Kelwin, że wieczorem z trudem wdrapywał się na schody, a w swoim pokoju padał na łóżko i nawet nie miał siły się rozebrać. To śmieszne, ale do tej pory nie zauważył, jak zgrabną szyję ma Anne... nie dostrzegł też malutkiego pieprzyka niedaleko ucha. Naturalnie od samego początku wydawała mu się pocią gająca. Od razu zwrócił uwagę na jej chmurne oczy, no, i na długie nogi... teraz jednak uzupełnił ten obraz o szczegóły, które wpadają w oko dopiero po pewnym czasie. Zdjął jej pantofle. Zniszczyła sobie pończochy, bo na pięcie miała wielką dziurę. Pomyślał, że będzie jej musiał kupić solidne trzewiki. Pantofelki z kozlej skóry były dobre na bal albo do chodzenia po londyńskich sklepach, ale zupełnie nie nadawały się dla pani na zamku w szkockich górach. 111 Zaskoczony kierunkiem swoich myśli, Aidan upuścił pan tofelki. Plasnęły jeden po drugim o podłogę, a on odsunął się od łóżka. Nie kupi Anne trzewików. Kupienie kobiecie trze wików było czymś znacznie bardziej osobistym niż podarowanie jej perfum, biżuterii lub nawet bielizny. Praktyczne trzewiki kupowało się wyłącznie żonie. Zawrócił do drzwi przekonany, że musi szybko znalezć się jak najdalej od Anne. Był zaniepokojony swoimi głupimi myślami, przypisał je jednak smakowitej kolacji i czystej pościeli, bo inaczej z pewnością nie naszłaby go taka słabość. Co innego, gdy solidnie się naje - wtedy każdy miewa chwile słabości. W korytarzu zatrzymał go Deacon. - Już wiem, co się stało, Tiebauld - oznajmił napuszony. - Angielka wcale nie zrobiła tego sama. Najęła do gotowania panią MacEwan i jej córkę, Fenellę. Kobiety ze wsi przyszły posprzątać. Norval przyznał, że była ich tutaj cała armia. Aidan wlepił w niego wzrok, nie bardzo rozumiejąc, o co przyjacielowi chodzi, a gdy wreszcie zrozumiał, gniewnie zmarszczył czoło. - To przecież oczywiste, że nie zrobiła tego sama. - Wiedziałeś o tym? - Nie dałaby rady. Tylko pomyśl, Deacon, jeszcze wczoraj w stajniach było czyściej niż w tym domu. Sama nie zrobiłaby tyle w jeden dzień. Teraz z kolei Deacon zmarszczył brwi. - Nie jesteś zły, że cię oszukała? Aidan w milczeniu błagał, by starczyło mu cierpliwości. - To nie była gra, Deacon, więc nie ma mowy o oszukiwaniu. - Chodziło ci podobno o to, żeby poczuła, że nie podoła obowiązkom, żeby wyjechała. - Tak. 112 - Ale? Aidan machnął ręką. - Nieważne. Dałem jej zadanie, a ona je wykonała. - Najęła kucharkę! A czy spytała cię o pozwolenie? Co to za żona, która najmuje służbę bez pozwolenia męża? - Rozsądna - odburknął, choć przejęło go zgrozą, że staje w obronie Anne. - Poza tym nie uważam jej za swoją żonę. - To powiedział bardziej do siebie niż do Deacona. Zaczerpnął tchu. - Ale wcale nie sądzę, by zle zrobiła, najmując panią McEwan. Od dawna już miałem coś zrobić z Royem. Anne tylko zdjęła mi kłopot z głowy... - Duńczycy... - Wiem - przerwał Deaconowi. Spojrzał ostrzegawczo ku drzwiom do swojej sypialni. Musieli uważać na każde słowo. Deacona, podobnie jak jego brata Gunniego, często ponosił temperament i wtedy tracił rozsądek. Deacon zniżył głos. - Oni mogą dać nam znak w każdej chwili. - Pasterze i wieśniacy trzymali nocami wartę w wieży Kelwin i wypat rywali, czy Duńczycy nie nadpływają. Sygnałem miało być zielone i czerwone światło, poruszające się w przeciwnych kierunkach. Aidan nie znał Anne dostatecznie, by wiedzieć, czy może jej zaufać. - Jutro będę dla niej surowszy - powiedział. - W końcu się podda i wyjedzie. - A jeśli Duńczycy nadpłyną dziś w nocy? - To Anne nie będzie miała o tym zielonego pojęcia. Zpi jak zabita. - O, to mogłoby być rozwiązanie. - Deacon! - %7łartowałem. 113 Aidan nie był tego taki pewien. - Włos jej nie może spaść z głowy. Jeśli coś złego ją spotka, odpowiesz mi za to. - To naprawdę był tylko kiepski żart - bronił się Deacon. - Aha, tak Samo jak twoje gadki o powstaniu. Identycznie się zaczęły. Obaj z Robbiem zastanawialiście się: A co by było, gdyby...". Teraz omotaliście już nawet synów Fanga. - I wszystkich twoich sąsiadów. - Nie wszystkich. Nie umiem sobie wyobrazić, żeby Argyl- lowi albo Sutherlandowi spieszyło się do rebelii. - Oni należą do tych, przeciwko którym walczymy. - Na wszelki wypadek zmienił jednak temat. - Mniejsza o to, po wiedz lepiej, co każesz jej zrobić jutro? Budować kurnik? Pozatykać szpary w ścianach? Bo w donżonie już czyściej być nie może. Aidan uśmiechnął się wątle. - Kurniki nie są złym pomysłem, ale teraz idę do łóżka. - Ciekawe gdzie? - Nie bój się. Będę spał w pokoju gościnnym. A ona stąd wyjedzie. Do rana coś wymyślę. Aha, kiedy zejdziesz na dół, powiedz Norvalowi, żeby zagonił psy do stajni. Deacon przestąpił z nogi na nogę, a potem wyznał: - Powiedziałeś, że kobiety posprzątały wszystkie pokoje na górze. Chciałem cię prosić, żebyś pozwolił mi spać w jednym z nich. - Miło jest mieć czystą pościel, co? Deacon wzruszył ramionami, a potem wyjaśnił: - Norval twierdzi, że tam teraz pachnie tak świeżo jak na dworze. - Możesz spać w pokoju, Deacon. Przyjemnych snów. - Odszedł w stronę pokoju gościnnego. Był pewien, że do rana wymyśli plan, który wypłoszy Anne 114 CATHY MAXWELL Kłopotu przysporzyły jej włosy. Ponieważ /nudził jej się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|