[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W końcu miał w swej pracy idealną towarzyszkę. Właściwie to wszystkie pomysły pochodziły z jej kudłatej głowy. Nie wierzycie? Jeszcze mi nie wierzycie? A mieliście kiedyś psa? Albo spytam inaczej: byliście kiedyś u psychoanalityka? Psychologa? Psychiatry? A może zaprowadziliście tam swojego czworonoga? Jofi, suczka chow-chow, mogła uczestniczyć we wszystkich prowadzonych przez Freuda sesjach. Doktor bardzo liczył się z jej zdaniem. Mogła leżeć pod magiczną kozetką, mogła spać w łóżku z Freudem, na co Doktor nie pozwalał własnej żonie. Jofi, towarzyszka tych wszystkich dni, tych wszystkich snów. Ach, gdyby Sybille była tak mądra jak panna J! Gdyby potrafiła być taka cięta, gryzć głęboko jak chow-chow, być nieufna wobec obcych. Ale z tą rasą łączył Sybille tylko wygląd: słodkiej, puchatej, rudej zabawki. O, nienasycona wiewióreczko! Bodajbyś w niebie miała wiele batoników, takich, od których nie matowieje sierść. A na ziemi? Laura i Sebastian robili swoje, a ja byłem tak przybity, że nawet nie chciało mi się przeszkadzać. Zresztą po co? Poduszka była bezpieczna, pieprzyli się pod ścianą. I dobrze, że wybrali akurat ścianę nośną. Dobrze, że innej nie było. Westchnąłem, opierając łeb na łapach. On nigdy tak się nie zachowywał. Ja? Chciało mi się płakać, albo przynajmniej nucić temat z Love Story. Nie, z... Maratończyka? Absolwenta? Ojca chrzestnego? Jak to zapisano w Biblii: Ciężka jest głowa króla, który nosi koronę . Nie byłem królem, ale mój łeb... mój łeb to był łeb! Jak stodoła. Czułem się jak w stodole, na sianie... Ech! Zwiatło księżyca świeciło mi prosto w pysk tak intensywnie, że musiałem zmrużyć ślepia. Otruta Sybille, uduszony Aleksander... Kto posiał wiatr, ten zbierze burzę. Tylko kto to był, do kurwy nędzy, i po co to zrobił? Cytując Bóg wie kogo: Mózg ludzki posiada swój własny rozum . A więc podejrzewałem człowieka. Kogoż by innego? Przecież nie Jeremiasza! Niestrudzeni kochankowie przetoczyli się na łóżko. Już miałem wstać, kiedy prawnik błysnął inteligencją i rzucił mi moją poduszkę. Dobra, niech będzie. Pozwoliłem łapom się rozjechać. Pozwoliłbym na wiele więcej. Pieprzony aspekt żałoby. Aatwiej płakać, niż choćby ugryzć golca w tyłek. Czekolada uszczęśliwia zaszczypało mnie pod powiekami. Głosy, tyle głosów w mojej głowie. Fabrizio, Don Corleone przesyła ci pozdrowienia . Może jestem sentymentalnym głupcem, ale w o ile gorszej sytuacji są ci, którzy nie mogą tego powiedzieć o sobie. Czy nie obiecywałem mojej małej batoników? Czy nie planowałem przekonać Laury, że wściekle brakuje mi cukru albo że jest gruba i lepiej, żeby karton batonów upchnęła do szafki? Karton batonów, karton fajek, karton wina, nowa płyta Madonny zawsze wiedziałem, kiedy jest przy forsie. I sama, bo w domu nie ma nawet jednej prezerwatywy... Sybille, wybacz, że nie starczyło mi czasu. Kiedy Laura poszła po gumki, wcisnąłem się za nią, najpierw budząc protest, a pózniej chaos. Kierowany przez boga zemsty rąbnąłem batona Mars i podcinając nacierające na mnie posiłki wroga, rzuciłem się w długą. Szyba aż zadygotała, kiedy uderzyłem w nią czołem, ale drzwi puściły. Biegłem przed siebie, omijając w ostatniej chwili reflektory samochodów, aż dobiegłem do pola i spojrzałem w zaskakująco jasne nocne niebo. Gdzieś migotały światła boeinga. Sybille! Powiedziałem. Sybille! Wierzcie mi albo nie, spodziewałem się odpowiedzi... Sybille, czekolada uszczęśliwia. Nie pozostało mi nic innego, jak wykopać dołek i zakopać tam batonik, licząc, że choćby jakaś jego esencja dotrze do małej... Sentymentalny głupiec? Może. Mam to gdzieś. Powlokłem się z powrotem. O szczęśliwy, żyłem, byłem w domu, pod brodą miałem własną poduszkę. Myślicie: czego pies może chcieć więcej? %7łe przypomnę animal est anima, capisci? Chciałem. Chciałem więcej. Laura już nie. Laura się zmęczyła. Dym postkoidalnej fajki drażnił mnie w nos. Cmokali na mnie, a Sebastian nawet zagwizdał. Chodz do łóżka, Al. O dziwo, żadnej rezerwacji miejsca z brzegu. Mogłem wejść pomiędzy ich spocone ciała. Co to znaczy, miałem się przekonać rano, kiedy obudziłem się obmacany i na pół zduszony. Ale teraz chciałem się tylko przytulić. Co zrobiłem z ukontentowaniem, na jakie stać takiego starego psa jak ja. Cóż, w pewnej chwili należało dać spokój umarłym i zająć się całą pozostałą resztą. Waldo Emerson powiedział: Martwi mają tę jedną przewagę nad żywymi, że nie muszą chodzić do dentysty . Moim zdaniem mają ich więcej nie muszą na przykład jeść. Tymczasem ja i Laura byliśmy spłukani. Wpadliśmy w wodospad bessy, przy którym Niagara to nic niewarty strumyczek pozostawiony na kamieniu przez pekińczyka. Laura się gryzła, bo nie mogła gryzć nic innego. Siedziała po nocach i o tym, że oddycha, świadczyło tylko rozżarzające się w rytmie mayday, mayday oko palonego w ciemności papierosa. Depresja ekonomiczna dobijała, wszystko było only cash. Depresja ekonomiczna dobijała Laurę: czuła się stara, brzydka, niekochana i niepotrzebna. W dodatku nie wiedziała, w jakiej kolejności. Chwała Bogu, w porę przypominała sobie, że psy nie są aż tak doskonałe, by żywić się światłem słonecznym, i ruszała tyłek po moje żarcie. Upadała przy tym na cztery łapy, jak nie przymierzając... kot. Mam dziewięć żyć. A może siedem? pytała lustro, wzdychając. Czułem się w obowiązku przypomnieć, że mam żołądek, a nie mogę w nieskończoność obżerać Tofika (bo Makler zabierze go do lekarza) ani bezpańskich kocurów (mniejsza z honorem, ale można dostać pazurem po mordzie). Szczeknąłem również, że Laura jest przecież właścicielką firmy PR, o jakże budującej nazwie Nahin Na. Wiecie, co to znaczy? Nahin Na to po hindusku Nie . Cóż, Laura nigdy nie była łatwą dziewczyną. Kiedy burczałem i mruczałem, że niektórzy mogą ją wziąć za Ksantypę, docierała do mnie też świadomość, że stawia mnie to w pozycji Sokratesa. Nie cierpię Sokratesa, który potrafi wymyślać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|