[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawo zwrócić się do nas o pomoc. Zupełnie nie rozumiem, do czego pan zmierza. Taki mamy zawód. Wszystko, co pan powiedział, to szczera prawda, a jednak nie wszyscy adwokaci reprezentują bandytów. Każdy ma wolny wybór. Mam wrażenie, że o tym ostatnim aspekcie pracy zawodowej adwokata pan zapomniał. Kaliski wyraznie kpił. No cóż, jak wspomniałem, mamy kryzys gospodarczy, czasy są ciężkie. Nie można sobie pozwolić na kapryszenie podsumował temat nieco już zakłopotany wspólnik Kamili. Kaliskiemu przez cały czas rozmowy stali przed oczyma jego Judytka i Jasio. Najchętniej już by się urwał do nich, do domu. Może dlatego na koniec rozmowy zaserwował Anglikowi zaskakujący komentarz: Prawdę mówiąc, zdumiewa mnie, że młoda i piękna kobieta nie obawiała się kontaktów z tak niebezpiecznymi i nieprzewidywalnymi ludzmi jak mafiosi. Rzadko miała z nimi kontakty. Poza tym Kamila nie bała się niczego. Doprawdy? To& może szkoda wyrwało się Kaliskiemu. * * * Po rozstaniu ze wspólnikiem Kamili Guzik komisarz znowu popatrzył na zegarek. Za pół godziny do Corner Pubu miała przyjść Klara. Paweł wyciągnął z teczki Kronikę Tygodnia i zamówił potężny kufel lanego piwa. Po chwili zdmuchnął piankę i zagłębił się w lekturze. Już na pierwszej szpalcie królowały zdjęcia Kamili Guzik i komentarze na temat śledztwa. Nic dziwnego, że wałkują temat. Taki skandal ubolewał w myślach nad kolejną zbrodnią w rodzinnym mieście. Mimo że Kaliski miał przed sobą ulubiony tygodnik, nie mógł się skupić. Dość nieuważnie przeglądał gazetę, bo jego myśli wciąż krążyły wokół ostatniej sprawy. Nie przestawał o niej myśleć. Kiedy przed czwartą do lokalu weszła Klara, zastała go, zapatrzonego przed siebie, z gazetą na kolanach i wciąż pełnym kuflem. Był całkowicie pogrążony w rozmyślaniach. Nikt nie zwracał na niego uwagi, bo rozpadało się i na szczęście lokal już opustoszał. Tylko barman pucował na błysk szklane kieliszki na długich nóżkach i zerkał na zadumanego klienta. Na widok zmierzającej do stolika Klary wymownie wskazał brodą na Pawła i wzruszył ramionami. Pawle& Klara delikatnie dotknęła ramienia Kaliskiego. Co jest?! Kaliski poderwał się z krzesła i na jej widok od razu oprzytomniał. O, to ty! Dobrze, że już jesteś. Siadaj, proszę. Wskazał jej miejsce po przeciwnej stronie stolika, które niedawno opuścił Karol Nowak. Coś się stało? Klara niepewnie rozglądała się po lokalu. Rozmawiałem ze wspólnikiem Kamili. I co? Nic, o piątej odleci ze Zwidnika do Londynu. Co cię tak męczy? Powiedział coś ciekawego? Klara była zaniepokojona nietypowym zachowaniem Kaliskiego. Chyba nie. Właśnie o to chodzi, że nie wiem poprawił się. Jak to nie wiesz? Nie wiem. Już wczoraj coś mnie niepokoiło w jego zachowaniu. Mam jakieś złe przeczucia. Ciebie coś niepokoi? Przeczucia masz? dziwiła się. Wyobraz sobie, że tak. Uśmiechnął się krzywo. Usiłuję sprecyzować swoje wątpliwości. Wciąż analizuję jego zachowania i wypowiedzi. I co? I nic. Zaśmiał się. Opowiedz lepiej, czego się dowidziałaś o Henryku Sokolskim. Wreszcie realizujesz swoją koncepcję śledztwa Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Raczej nie realizuję stwierdziła zrezygnowana Klara. Bo? zdziwił się Paweł. Nie znalazłam żadnego punktu zaczepienia. Nawet cienia śladu, który prowadziłby śledztwo na trop historii rodu Sokolskich. Czyli nic nie masz? To, co mam, wyklucza takie podejrzenia westchnęła Klara. Chyba powinniśmy cię oboje z Cyprianem przeprosić kajała się. Jestem za, ale teraz opowiadaj, co odkryłaś. Byłam w Tomaszowie Lubelskim. Za radą ciotki dotarłam do parafii przy modrzewiowym kościółku pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny27. W końcu to przecież właśnie w tamtych okolicach, a nie pod Zamościem, mieszkali niegdyś Sokolscy. W tym momencie opowiadania Klary Kaliski zaczął się niespokojnie wiercić na krześle. Wspomnienie Barbary i jej teorii spiskowych podziałało na niego jak płachta na byka. Tak? I co było dalej? podpytywał, mimo wszystko bardzo uprzejmie. To był całkiem nieudany dzień. Przyjechałam do Tomaszowa wcześnie rano i straciłam całe przedpołudnie. Przez kościółek przewijały się kolejne grupy zwiedzających, a ja tkwiłam w ławce, przed ołtarzem, i czekałam. Proboszcz pojawił się dopiero koło południa, kiedy już straciłam nadzieję na załatwienie sprawy i zbierałam się do powrotu. Wysłuchał dramatycznego opowiadania o nieszczęściach, które ostatnio dotknęły rodzinę Sokolskich, i bez entuzjazmu zaprosił mnie do kancelarii. Przeszukiwanie archiwów trwało jakieś pół godziny. Zaliczyłam same rozczarowania. Jak to? Nie było żadnych dokumentów? Bo trochę nie rozumiem& dziwił się Kaliski. Owszem, były, nawet trzy oświadczyła z niewyrazną miną Klara. Zwiadectwo chrztu Henryka Sokolskiego, wystawione ponad sto lat temu, zupełnie do śledztwa nieprzydatne. Był też dziwny dokument z tysiąc dziewięćset dwudziestego roku, zezwalający na pochowanie zwłok hrabiego na cmentarzu parafialnym w Tarnawatce. Niestety, nie ma śladu, kto z takim wnioskiem wystąpił i dlaczego. Można by się jeszcze wybrać w tej sprawie do parafii w Tarnawatce i dowiadywać o szczegóły, ale nie jestem pewna, czy warto. A trzeci dokument? podpytywał Paweł. Też na nic? Ten jest chyba najciekawszy przyznała Klara. Sokolski osobiście dołączył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|