[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życia.
 Nie zawsze  przyznała, a lekarz pokiwał głową.
 Jesteś tylko człowiekiem  rzekł.  Masz prawo
czasem się nad sobą rozczulić.
 A więc muszę pogodzić się z tym, że resztę życia
spędzę na wózku?
 Nie stawiałbym sprawy tak ostro. Wszystko może
się jeszcze zmienić. Ale miałem nadzieję...  Wziął do
ręki historię jej choroby.  Potrzebuję twojej zgody,
Jenny, na wysłanie do Londynu wszystkich dokumen-
tów dotyczących twojej choroby. Pewien amerykański
profesor przybył tam właśnie na zjazd neurologów.
Może zainteresuje się twoim przypadkiem.
Spojrzał na nią zza okularów.
 Nie spodziewamy się niczego nadzwyczajnego,
ale wszystko jest możliwe. Poza tym twój przypadek
może poszerzyć naszą wiedzę i pomóc w przyszłości
innym.
 Cieszę się, że mogę to zrobić. %7łe mogę pomóc
komuś, kto znajdzie się w takiej sytuacji jak ja.
 Doskonale.  Doktor Spenser wstał i uścisnął jej
rękę.  I nie zapomnij, jeśli wystąpią jakiekolwiek
nowe symptomy, jakakolwiek zmiana w stanie zdro-
wia, natychmiast dzwoń do mojej sekretarki. I nie
próbuj wstawać z fotela. Zobaczymy się za miesiąc.
 Dobrze. Dziękuję, doktorze Spenser.
Mike czekał na nią na zewnątrz. Spojrzał na jej
nieruchomą twarz i zrozumiał, w jakim musi być
nastroju. Nachylił się, aby pocałować ją w policzek
i zapytał:
 %7ładnych zmian?
 Wszystko jest, jak było. Nogi są sparaliżowane,
musimy czekać i mieć nadzieję na poprawę. Ale ona
nie nastąpi.
Wziął ją za rękę i trzymał przez chwilę w milczeniu.
 Nie chcę teraz wracać do biura  wyznała.  Nie
chcę witać się z ludzmi i powtarzać, że nie ma nic,
o czym warto by mówić. Jestem po prostu zmęczona
tym, że ciągle muszę być dzielna. Mike, zawiez mnie
tam.  Wskazała ręką na kępę drzew.
Podjechali do stojącej wśród drzew ławeczki. Mike
pomógł Jenny przenieść się na nią z wózka, po czym
sam usiadł obok, a kiedy otoczył ją ramieniem, długo
powstrzymywane łzy popłynęły jej po policzkach.
 Wszyscy są dla mnie tacy dobrzy  łkała.  Wiem,
że mogłoby być znacznie gorzej. Ale czasem ogarnia
mnie strach i czuję się wtedy taka samotna.
 Nie jesteś samotna! Masz mnie.
 Wiem. Bez ciebie nie zniosłabym tego. Jednak im
bardziej tracę nadzieję, tym trudniej pokonać ten
strach.
 Nie powinnaś się bać. Cokolwiek się stanie,
nigdycię nie opuszczę. Poza tym nadzieję trzeba mieć
zawsze.
 Po prostu mnie przytul  wyszeptała.
Objął ją więc i mocno do siebie przytulił. Czuła
ciepło jego ciała, dzięki czemu spokój zaczął powoli
wracać. Po chwili wyjęła chusteczkę i otarła twarz.
 Przepraszam  powiedziała.  Nie powinnam
była tak się przy tobie rozkleić. Wiem, jak bardzo to
przeżywasz.
 Nie mów tak  zaprotestował.  Zawsze znaj-
dziesz we mnie oparcie. A ja dam sobie radę ze
wszystkim. Oczywiście, gdybyś chciała, mogłabyś
mieć formalne prawo do martwienia się o mnie. Mógł-
bym wstać i obiecać, że będę się tobą opiekować,
w chorobie i zdrowiu. A może to znowu zły moment,
aby do tego wracać?
Uśmiechnęła się.
 Rzeczywiście zły. Ale już sam fakt, że wciąż tego
pragniesz, sprawia, że chce mi się żyć. Teraz lepiej już
wracajmy. Czeka nas mnóstwo pracy!
ROZDZIAA DZIEWITY
Nadeszła pora podjęcia decyzji w sprawie Ann
Mallon. Jenny wpadała na oddział, by przekonać się,
jak dziewczyna sobie radzi. Teraz zapytała siostrę
oddziałową, czyAnn mogłabyprzyjść do niej na kawę
i porozmawiać.
 Myślę, że da sobie radę  powiedziała siostra
oddziałowa.  Nie bądz dla niej za ostra.
 Myślę, że to ona sama jest dla siebie za ostra.
Pięć minut pózniej Ann pukała do jej drzwi. Na
początku przyjęła postawę obronną i niewiele mówiła.
Jenny postanowiła okazać dziewczynie życzliwość
i podkreślać to, co w jej pracyjest dobre. Największym
problemem Ann wydawało się być jej przekonanie, że
nie nadaje się do zawodu.
 Myślę, że powinnam zrezygnować  przyznała.
 Nigdy nie będę dobrą położną.
Jenny przeglądała leżące przed nią dokumenty.
 Zdałaś dotychczas wszystkie egzaminy i kolok-
wia  zauważyła.  Szkoda by było zajść tak daleko
i wszystko rzucić. Nie odpowiada ci ta praca?
Ann wybuchnęła płaczem.
 Ja po prostu nie mogę tego zapomnieć  łkała.
 Myślałam, że wreszcie dobrze mi idzie i byłam
z siebie dumna, i wtedy... ta kobieta omal nie umarła,
z mojej winy.
 Ale nie umarła  rzekła Jenny.  To prawda,
popełniłaś błąd. Ale nasza praca to praca zespołowa,
a to znaczy, że błędymogą być poprawione. Ta kobieta
ma teraz silne, zdrowe dziecko, w jakiejś części dzięki
tobie. Twierdzisz, że dobrze się tu czułaś, zanim to się
stało?
 Tak. Byłam szczęśliwa.
 Czy od tamtej pory nigdy się już tak nie czułaś?
 Nigdy.
 Przekonajmysię więc, czyuda się nam coś z tym
zrobić. Pójdziemy na porodówkę.
Angela Lamb rodziła trzecie dziecko i wyglądała na
równie szczęśliwą jak jej małżonek. Trwała druga faza
porodu, wszystko szło prawidłowo, nie powinno być
żadnych problemów.
Dyżur tego dnia pełniła Lucy Stephens i Jenny
z zadowoleniem pomyślała, że Lucy jest właśnie taką
położną, której potrzebuje do realizacji swego planu.
Ann była jeszcze studentką, tak więc przyszła matka
musiała wyrazić zgodę na jej obecność przy porodzie.
 Nie ma sprawy sapnęła Angela.  Im więcej nas,
tym weselej.
Ann i Jenny zostały przedstawione ojcu dziecka,
który siedział przy rodzącej i trzymał ją za ręce.
Mężczyzna uśmiechnął się blado, a Jenny miała wątp-
liwości, czyw ogóle zauważył, że rozmawia z osobą na
wózku.
Angela miała od godzinybóle parte, co wskazywa-
ło, że dziecko może przyjść na świat w każdej chwili.
Jennycofnęła wózek i stanęła na uboczu. Nie zliczyła-
by porodów, które widziała, jednak wciąż odczuwała
magię tej chwili i wciąż dzieliła emocje rodziców.
A łzy płynące po twarzy ojca nie były dla niej czymś
wyjątkowym. Tym razem jednak jej rolą była obserwa-
cja Ann. Na twarzy dziewczyny widać było sprzeczne
uczucia. Był oczywiście strach, ale również zachwyt.
 Widać już główkę!  zawołała Lucy.  Już nie-
długo, Angela. Przyj, aż ci powiem, żebyś przestała.
Jenny widziała, jak Ann ociera twarz kobiety
i uśmiecha się do niej, aby jej dodać odwagi.
 Dobrze, Angelo. Nie przyj już. Oddychaj! Dziec-
ko właśnie wychodzi. Oddychaj!
Gdygłówka ukazała się na zewnątrz, Ann nieocze-
kiwanie odzyskała pewność siebie. Oczyściła buzię
dziecka, odessała śluz z noska, ust i gardła. A potem
obserwowała, jak rodzą się ramionka. Angela otrzyma-
ła polecenie, by znowu przeć. Ann skierowała główkę
dziecka ku dołowi, pomagając wydobyć się ramion-
kom. Angela otrzymała zastrzyk z syntometryny, kie-
dy dziecko było już całkowicie na zewnątrz.
 To dziewczynka  oznajmiła Lucy.
Po chwili pępowina została przecięta, a Lucy pole-
ciła Ann zawinąć dziecko w ogrzanykocyk i podać go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl