[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jestem, jestem. Muszę ci coś powiedzieć.
- Czekam.
- Jestem... - Zacisnęła powieki i poczuła ból w piersiach.
- Danielle, co się, u diabła, dzieje? - W głosie Rica usłyszała panikę. - Czy
ten drań coś ci zrobił?
- Nie, w porządku. - Zaśmiała się sztucznie. - Nie, jestem zmęczona i
obolała... - Lufa pistoletu dotknęła jej skroni. Szybko dodała: - I jestem w ciąży.
- 107 -
S
R
Nagle jej słowa nabrały sensu. Mdłości, nagła niechęć do kawy, brak
apetytu. Naprawdę jest w ciąży. Niemożliwe stało się możliwe. I wtedy, kiedy
myślała, że zacznie krzyczeć z napięcia dudniącego jej w głowie, Rico
powiedział niebezpiecznie spokojnym głosem:
- Powtórz to jeszcze raz.
- Jestem w ciąży - wydukała.
- Nie mógł znalezć lepszego sposobu, żeby cię zniszczyć, co? Powiedz
temu draniowi, że go znajdę, a wtedy się z nim rozprawię. A jak cię choćby
tknie palcem, rozerwę go na strzępy gołymi rękami.
Nawet przenikliwy dzwięk helikoptera i świadomość, że zdołał już
uratować liczne ofiary porwań, nie uspokajały Rica, gdy śmigła kroiły chłodne,
nocne powietrze. Mógł ignorować obecność negocjatorów i Kena Pascala, to
było łatwe, ale trudno było nie przejmować się drżeniem głosu Danielle, kiedy
w końcu zadzwonił telefon. Była bardzo dzielna i sprytnie podała mu szczegóły
określające porywacza.
Modlił się, żeby była bezpieczna. Nie dopuszczał do siebie myśli, że
mogłoby jej się coś stać. Nie uchronił już dwóch kobiet, Lucii i matki Danielle.
Teraz mu się uda.
Jego księżniczka. Czy kiedykolwiek mu wybaczy? Popełniał same błędy.
Był beznadziejnie głupi. Dopiero te dwa słowa, które wypowiedziała matowym
głosem,  kocham cię", uświadomiły mu, dlaczego tak to przeżywa. I dlaczego
jego cel, zemsta na rodzinie Sinclairów, przestał się liczyć. Zrezygnowałby ze
wszystkiego, żeby tylko mieć jeszcze jedną szansę z Danielle.
 Jestem w ciąży". Jak strasznie musiała cierpieć, wypowiadając te słowa.
Nagle najważniejsze stało się ulżenie jej w tym cierpieniu. Zemsta, posiadanie
męskiego potomka, przestały być jego obsesją. Teraz była nią Danielle.
- Jim - zawołała Danielle w kierunku postaci zwiniętej na rozpadającym
się krześle pod drzwiami. Jedyne oświetlenie stanowił migoczący płomyk lampy
gazowej. - Muszę do ubikacji.
- 108 -
S
R
- Co? - Obudziła go. Był zdezorientowany.
- Muszę iść do ubikacji. Zaraz. - Specjalnie czekała, aż będzie bardzo
ciemno, a on się zmęczy i przestanie być czujny. - Pospiesz się, proszę.
Klnąc, podszedł do posłania, na którym leżała związana jak indyk do
pieczenia. Postawił ją na nogi.
- No, już.
- Na zewnątrz jest ciemno. Potknę się. Nie mógłbyś mi rozwiązać nóg?
- A co mnie to obchodzi, że się przewrócisz?
- W tej chwili jestem dla ciebie warta dwa miliony dolarów. Chyba ci się
opłaci zadbać o taką kasę? - Bez słowa nachylił się i rozwiązał jej nogi. -
Wyciągnęła przed siebie ręce. - Ręce też, proszę, bo nie będę mogła... -
Przerwała, zawstydzona szczegółami higienicznymi. Mruknął ze znie-
cierpliwieniem i rozwiązał jej ręce. - Dziękuję ci, Jim. Nie będę długo.
- Nie myśl, że pójdziesz sama. Ja też idę.
- A dokąd mogłabym uciec? Nawet nie wiem, gdzie jesteśmy. Jeszcze mi
tego trzeba, żeby się zgubić na tych wzgórzach.
Jim wkładał już buty i odsuwał zasuwę. Gdy tylko drzwi się otworzyły,
wysunęła się przez nie, ale pociągnął ją za rękaw.
- Nie tak szybko.
I wtedy usłyszała. Szum helikoptera. To może być jej szansa. Spojrzała w
górę. Zobaczyła tylko ciemność i załamała się. Czy poleciał już dalej? Jim też
go usłyszał.
- Cholera! Wracamy - rzucił.
Zawahała się. Jeżeli go posłucha, wszystko przepadło. Szybko kopnęła
lampę, ledwo weszła do środka. Na moment zrobiło się jeszcze ciemniej, a na
ścianie zaczęły szaleć makabryczne cienie, po czym płomienie sięgnęły worków
i koców i rozpaliły się.
Siłowała się z Jimem, żeby się uwolnić. Boże, niech to zauważą. Ogień w
buszu zawsze był przedmiotem zainteresowania.
- 109 -
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl