[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjrzeć zza drzwi.
- Dzień dobry, Julio - powiedział nieśmiało. - Jeśli masz chwilę czasu, może
napilibyśmy się kawy?
Przystanęła. Popatrzyła na niego z czułością i dobrocią, której tak szukają u kobiet
samotni mężczyzni.
- Masz pewnie kłopoty - stwierdziła. - yle wyglądasz - dodała. Są to zazwyczaj te
słowa, po których mężczyzna dowiaduje się, że właśnie ona jedna, ta, a nie żadna inna
kobieta, potrafi zająć się jego kłopotami i przywrócić mężczyznie jego dobre samopoczucie i
lepszy wygląd.
- Tak. Mam kłopoty...
- Okradła cię?
- Kto?
- No, ta smarkula, z którą widziałam cię w kawiarni. Henryku, masz trzydzieści lat i
powinieneś wiedzieć, że po tych współczesnych siedemnastolatkach niczego dobrego nie
możesz się spodziewać. Są głupie, ale nie na tyle, żeby brać się za uwodziciela. Co najwyżej -
to one tobie zawrócą w głowie i wywrócą twoją kieszeń. Wiedziałam zresztą, że to się
właśnie tak skończy.
Mówiąc to weszła do jego pokoju i usiadła na krześle przed biurkiem. Zapewne
zamierzała go pocieszyć i okazać się czułą, ale najpierw chciała otrzymać odrobinę
satysfakcji.
- Nie o to chodzi, Julio - wyjaśnił. - Po prostu wplątałem się w głupią historię.
- No właśnie. Nie zadawaj się z dziewczętami. Nie masz w tym względzie żadnego
doświadczenia. Nie stanowisz dla kobiet żadnej atrakcji. Powinieneś z tego zdawać sobie
sprawę, zanim rozpoczniesz jakikolwiek flirt.
- Wplątałem się nie przez dziewczynę, ale przez laseczkę, tę moją idiotyczną
laseczkę.
Zapukano. I do pokoju weszła pani Butyłlo. Nie weszła, a raczej wkroczyła drobnym,
choć energicznym krokiem. Piękna i w pięknej czarnej sukni. Jej uroda była naprawdę
imponująca, a gest ręki, którą wyciągnęła do Henryka, wydawał się władczy. Tak zachowują
się kobiety doskonale świadome swej piękności, a przez to trochę zarozumiałe, przekonane,
że uroda jest siłą i daje władzę.
Pośpiesznie wskazał jej swoje własne krzesło za biurkiem. Julia powiedziała cicho:
- Umówimy się innym razem. Dziś jestem zajęta. Wystarczyło jedno spojrzenie,
którym obrzuciła panią Butyłło. Bo to oczywiście nieprawda, że spojrzenia mężczyzn umieją
rozbierać kobietę. Wzrok kobiet czyni to znacznie lepiej. Oczy Julii jakby w jednym oka
mgnieniu zdjęły z pani Butyłło jej suknię, halkę i stanik. To, co zobaczyła, zdecydowało, że
Julia chłodno skinęła Henrykowi głową i opuściła pokój.
- Przepraszam pana za najście - odezwała się pani Butyłło. - Oficer śledczy podał mi
nazwisko pana i redakcję, w której pan pracuje. Pozwoliłam sobie zaniepokoić pana,
ponieważ nasza rozmowa, którą odbyliśmy przelotnie w ogrodzie w moim domu, nabrała
zupełnie nowego znaczenia. Pan chyba domyśla się dlaczego? Myślę o śmierci mego męża.
Przytaknął. Uważnie patrzył w jej twarz, jakby z okładki magazynu filmowego, i na
próżno szukał choćby śladu wzruszeń, jakich doznała zobaczywszy ciało zamordowanego
męża.  Zapewne go nie kochała" - pomyślał.
- Opowiedziano panu, w jakich okolicznościach znalazłam mego męża?
- Najogólniej. Milicja była dość dyskretna. Niezbyt lubi dziennikarzy. Uważają nas za
wścibskich - wyjaśnił, pomijając zupełnie podejrzenie milicji w stosunku do jego osoby. -
Gdybym jednak mógł od pani uzyskać pełniejszy obraz tego, co się stało w waszym domu,
może potrafiłbym okazać się pomocnym dla wyjaśnienia zagadkowej śmierci męża pani. O
ile wiem, milicja jak dotąd nie odnalazła mordercy?
- Porucznik Pakuła, który prowadzi śledztwo, nie wydaje się zbyt rozgarnięty -
stwierdziła.
- Pani mówi o tym grubasie?
- Owszem. Całą energię traci na przesłuchiwania naszych sąsiadów i znajomych mego
męża. To do niczego nie doprowadzi.
- Dlaczego pani tak sądzi?
- Bo klucz od zagadki znajduje się u pana.
- Pani wybaczy, ale...
- Proszę mnie zle nie rozumieć. Po rozmowie z panem mój mąż nagle zdecydował, że
musi wyjechać do Aodzi. A przecież jeszcze przed chwilą, na krótko przed rozmową z panem
tak się cieszył, że pójdziemy do teatru. I raptem oświadczył:  Do teatru pójdziesz sama, ja
muszę natychmiast być w Aodzi".  Kiedy wrócisz"? - spytałam. -  Tego ci nie umiem
powiedzieć" - rzekł. Po teatrze kazał mi wracać do domu tramwajem, choć zaproponowałam,
żeby podjechał autem pod teatr, skoro będzie w Aodzi.
- Co odrzekł na pani propozycję?
- Powiedział, że zabawi w Aodzi najwyżej godzinkę, potem zaś musi jeszcze gdzieś
pojechać i dopiero wtedy wróci do domu. Nie wiedział, jak długo zabawi, a nie chciał być
skrępowany obietnicą oczekiwania przed teatrem.
- To bardzo ciekawa - mruknął Henryk. - A więc od siostry Rykierta nie wrócił zaraz
do domu, ale jeszcze dokądś pojechał.
- Proszę pana - powiedziała - po rozmowie z panem mąż nagle wyjechał. Bardzo
chciałam wiedzieć, czego dotyczyła wasza rozmowa
- Laseczki. Magister Rykiert kupił laseczkę od pani męża. A ponieważ zainteresowała
mnie jej historia, pojechałem do pana Butyłły, aby uzyskać informacje, od kogo nabył
laseczkę, zanim odstąpił ją Rykiertowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl