[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomóc i \e powinienem spodziewać się pora\ki. Najsmutniejsze jest to powiedziano mi \e kiedy chłopak wraca do nałogu, zwykle wpada w to głębiej ni\ wcześniej. Jeśli dotąd szprycował się dwa razy dziennie, dojdzie do trzech. Jeśli trzy, to podskoczy do pięciu. Po pora\ce pogrą\a się jeszcze szybciej. 116 I wtedy jednemu z chłopaków rzeczywiście powinęła się noga. Nawet po chrzcie w Duchu Zwiętym. Nie nauczył się jeszcze tego, \e dalsze \ycie w Duchu jest niezbędne tak samo, jak przyjęcie Go. Ralph palił marihuanę od dwóch lat, heroinę brał od trzech. Był bardzo pogrą\ony w nałogu. Próbował z nim zerwać setki razy. Próbował zerwać z gangiem, w którym jego kumple dawali w \yłę razem z nim. Za ka\dym razem ponosił klęskę. Pomyślał, \e jest tylko jedno wyjście: sam musi odebrać sobie \ycie, zanim którejś nocy, kiedy rozpaczliwie będzie potrzebował działki, odbierze je komuś innemu. Pewnej nocy, dwa lata temu, Ralph wszedł na dach. Stał przy jego krawędzi gotów skoczyć głową w dół. Czekał tylko a\ chodnik opustoszeje. W tym momencie usłyszał śpiew. Dochodził z jednej z naszych kaplic dla członków gangów, którzy zbierali się w budynku znajdującym się dokładnie naprzeciwko tego, na którym stał Ralph. Podniósł głowę i usłyszał: Tam na wzgórzu stał stary szorstki krzy\& . Odsunął się od krawędzi. Dosłuchał pieśni do końca, zszedł po schodach na dół i przeszedł na drugą stronę ulicy. Napis na zewnątrz zachęcał go, by wszedł do środka i posłuchał o tym, jak na ulicach Brooklynu działa Bóg, pomagając chłopcom uzale\nionym od narkotyków i związanym z gangami. Wszedł tam. Od tej chwili stał się innym człowiekiem. Oddał \ycie Chrystusowi, potem prze\ył chrzest w Duchu Zwiętym. Bardzo się z tego cieszyliśmy i nadal się cieszymy. Nie tknął igły przez prawie rok. Opuścił Nowy Jork i zamieszkał w Kalifornii. Przez cały ten czas był czysty. Potem wrócił i zło\ył nam wizytę. Przez kilka dni wszystko było dobrze, ale zauwa\yłem, \e kiedy tylko wraca na stare śmieci, popada w przygnębienie. Dowiedziałem się, \e jego starzy znajomi wyśmiewają się z niego, bo rzucił nałóg. Znowu przyszła pokusa. Staraliśmy się utrzymywać z nim bliski kontakt, ale Ralph nas unikał. Potem powinęła mu się noga. Zdobył działkę i poszedł do swojego pokoju, \eby wbić sobie igłę w \yłę. Przed prze\yciem chrztu w Duchu Zwiętym Ralph pięć razy próbował zerwać z nałogiem. Za ka\dym razem kiedy ponosił pora\kę czuł do siebie takie obrzydzenie, \e zaczynał brać jeszcze więcej ni\ poprzednio. Teraz, kiedy nie brał ju\ od ponad roku, znów wziął szprycę. Jednak tym razem zdarzyło się coś dziwnego. Zastrzyk nie zadziałał tak jak zwykle. Następnego dnia Ralph przyszedł cichaczem do Ośrodka i chciał się ze mną widzieć. Kiedy wszedł do biura i zamknął drzwi, domyśliłem się, \e znowu się szprycował. Wiesz, zdarzyło się coś dziwnego powiedział, kiedy ju\ zebrał się na odwagę, \eby o tym opowiedzieć. Kiedy ju\ wstrzyknąłem heroinę, było tak, jakbym w ogóle tego nie zrobił. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Za to poczułem coś innego. Poczułem nagłą potrzebę, \eby pobiec do najbli\szego kościoła i się pomodlić. I to właśnie zrobiłem. Davie, tym razem mi wybaczono i nie czułem do siebie takiego obrzydzenia jak wcześniej. Zamiast znalezć się w kompletnym dole, nie czułem ju\ po prostu pokusy. Kiedy wypowiadał następne słowa, jego oczy jaśniały: Wiesz, co myślę? Dobra, myślę, \e zostałem schwytany w pułapkę. Ale nie przez heroinę. To Duch Zwięty mnie schwytał. Jest we mnie i nie pozwoli mi uciec. Ralph wrócił do nas upokorzony i w pełni świadomy tego, \e dzięki temu chrztowi nale\y do Chrystusa w sposób szczególny. Nie mo\e od niego uciec nawet gdyby chciał. Tak samo było w przypadku Roberta (innego Roberta, który był narkomanem przez piętnaście lat), któremu zdarzyła się chwila słabości, ale wtedy sam stwierdził, \e nie jest w stanie do tego wrócić. Podobnie te\ niejaki Sonny. Po tym jak raz powinęła mu się noga, wrócił z takim zapałem i przekonaniem, \e chce iść teraz do szkoły biblijnej. 117 Jaki więc z tego wniosek? Na pewno nie mo\emy twierdzić, \e jesteśmy w posiadaniu magicznego środka skutecznego w przypadku narkomanii. Diabeł, który kryje się w igle ma tak ogromną śmiercionośną siłę, \e podobne twierdzenie byłoby głupotą. Mo\emy mówić jedynie, \e znalezliśmy moc, która mo\e zawładnąć chłopakiem potę\niej ni\ narkotyki. Jednak ta moc to sam Duch Zwięty, który, w przeciwieństwie do narkotyków, wpływa na \ycie naszych chłopców w dość dziwny sposób: bierze ich w niewolę po to, \eby ich wyzwolić. Jeśli chodzi o to, co uwa\amy za śmiały eksperyment, to nadal jesteśmy w powijakach. Musimy się jeszcze wiele dowiedzieć o tym, czego to duchowe prze\ycie mo\e, a czego nie mo\e dokonać w nieszczęśliwym \yciu tych nastolatków. Ka\dego dnia dokonujemy nowych odkryć. Ka\dego dnia uczymy się jak mamy działać, \eby lepiej pomagać, i co robić, \eby procent trwałych wyleczeń był większy. Chrystus obiecał między innymi, \e Jego Duch wprowadzi nas we wszelką prawdę. Opierając się na tej obietnicy spodziewamy się, \e pewnego dnia On wska\e nam zasady, które będą u\yteczne nie tylko tutaj, przy Clinton Avenue, ale w całych Stanach Zjednoczonych, gdziekolwiek samotność i rozpacz doprowadza chłopców i dziewczęta do szukania ucieczki od problemów w strzykawce, brudnej igle i kuchence z zakrętki od butelki. Któregoś dnia siedzieliśmy z Lindą w moim gabinecie rozmawiając o tym wszystkim i zastanawiając się, do czego nas to zaprowadzi. Cały czas miałem jednak w pamięci imię, którego nie wymieniało \adne z nas: Maria. Jak myślisz, czy Maria prze\yje kiedykolwiek chrzest w Duchu Zwiętym? zapytałem nagle. W oczach Lindy wyczytałem, \e zastanawiała się nad tym samym. Oboje zgodziliśmy się co do tego, \e Maria ma naprawdę olbrzymi problem. Brała heroinę od lat. Ostatnim razem, kiedy do nas przyszła, oboje z Lindą uznaliśmy, \e niewiele ju\ zostało jej \ycia. Nawet teraz widywałem czasami w snach te głęboko zapadnięte oczy, zaciśnięte pięści, trzęsące się wargi. Jednak oboje postanowiliśmy modlić się o to, by w jej \yciu zdarzył się cud. Oboje pielęgnowaliśmy w sobie marzenie o tym, \eby ją dowieść do chrztu, tu, w Ośrodku. Jednak miało się to stać inaczej. Pewnego dnia pod koniec lata zadzwonił telefon. To była Maria. Dzwoniła z kaplicy pastora Orteza. Pastorze Wilkerson! niemal krzyczała do słuchawki Mam wspaniałą wiadomość!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|