[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatrzymali się przy studiu numer dziewięć - ciężkim budynku w kolorze cielistym. Nad drzwiami widniał
neon:  Zgiełk! Nowy talk-show z Joem Cochranem .
Ruby zeskoczyła z wózka i przeszła przez ulicę. Odczekała chwilę, po czym otworzyła drzwi. W środku
ujrzała kalejdoskop kolorowych świateł, siedzenia w mroku i ludzi. Byli wszędzie, krzątali się jak mrówki, w
rękach trzymali spięte notatki, które wciąż sprawdzali, kiwali głowami, przeklinali i śmiali się.
- Pani jest Ruby Bridge?
Podskoczyła. Nawet nie zauważyła małej platynowej blondynki, która nagle wyrosła u jej boku i patrzyła
na nią przez najbrzydsze z możliwych okulary w brązowej oprawce.
- Tak, jestem Ruby.
To dobrze. - Kobieta chwyciła Ruby za ramię i poprowadziła ją przez mrowie ludzi i przez korytarz do
małej poczekalni. Na stole przy brązowej kanapie stała
misa owoców i butelka perrier z lodem. - Musimy robić makijaż.
- A uważa pani, że jest konieczny? - zaśmiała się Ruby.
- Słucham? - spytała kobieta, marszcząc brwi i przekrzywiając głowę jak ptak.
- Mam odpowiedni makijaż, dziękuję. - Ruby sztywno skinęła głową.
- To dobrze. Proszę tu usiąść. Ktoś przyjdzie po panią, kiedy będzie pora. - Zerknęła do notatek. - Ma pani
na występ dwie minuty. Była pani zaproszona w ostatniej chwili, więc nie ma czasu na wywiad. Musimy się
zmieścić w czasie. Prosimy szybko i dowcipnie. - Prychnęła i poszła sobie.
Ruby osunęła się na kanapę. Nagle dopadły ją straszne nerwy. Była przerażona.  Dowcipnie .
Co właściwie sobie wyobrażała? Nie była dowcipna. Może to, co chciała powiedzieć, było dowcipne, ale
ona sama nie. Zazwyczaj potrzebowała trzech minut, żeby wpaść w rytm, opanować się i móc rozśmieszyć
ludzi.
A więc teraz będzie można z niej pękać ze śmiechu minutę po zakończeniu jej numeru.
Skoczyła na równe nogi. Serce biło jej tak mocno, że przez moment pomyślała, iż ktoś puka do drzwi.
- Uspokój się, Ruby - powiedziała do siebie, zmuszając się do rozprostowania palców. Skupiła się na
oddychaniu: wdech, wydech, wdech, wydech. - Jesteś zabawna. Jesteś...
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Czekają na panią.
- O Boże! - Zerknęła na zegar ścienny. Już pół godziny stała tak, dotleniając się, i nie mogła sobie
przypomnieć ani linijki cholernego tekstu.
Drzwi otworzyły się na oścież.
Stała w nich kobieta o ptasiej twarzy zwróconej w lewo.
- Pani Bridge?
Ruby powoli wydychała powietrze.
- Jestem gotowa - powiedziała właściwie do siebie, chociaż patrzyła na kobietę. Była gotowa, była gotowa
17
przez całe życie!
Podążyła za kobietą w kierunku sceny. Kiedy znalazły się bliżej, usłyszała znajome tony muzyki
otwierającej program. Potem rozległ się głos Joego i w odpowiedzi śmiech widowni.
- Proszę pamiętać - powiedziała kobieta teatralnym szeptem - że chcemy tu słyszeć opinie, im bardziej
oburzające i kontrowersyjne, tym lepiej.
Ruby skinęła głową ze zrozumieniem, chociaż właściwie uważała, że akurat w tej chwili nie jest w stanie
wygłosić żadnej opinii oprócz oceny własnych niedociągnięć. A w dodatku pociła się jak gejzer.
Prawdopodobnie tuż do rzęs spływał jej po policzkach.
Będzie wyglądała jak jakaś postać z Obcego, zanim...
- Ruby Bridge! - Jej imię i nazwisko zahuczały w głośnikach, po czym rozległa się burza oklasków.
Rozsunęła poły kurtyny i weszła na scenę uśmiechnięta, na ile było ją w tej chwili stać. Starała się nie
mrużyć oczu, choć reflektory tak ją oślepiały, że nic nie widziała. Miała tylko nadzieję, że nie zejdzie ze
sceny.
Podeszła do mikrofonu. Kiedy go zdjęła ze statywu, głucho zagruchotał.
- Cóż - zaczęta, uśmiechając się szeroko - miło, że nie jestem jedyną osobą, która mogła tu dziś przyjść na
talk-show w środku dnia. Ale dla mnie nie było to trudne. Wczoraj wyleciałam z pracy. Wyleciałam z
modnej, gównianej restauracji, której nazwy nawet nie wymienię, ale brzmi jakoś tak jak Siekane Specjały
Irmy. I nawet nie powiem, co, moim zdaniem, mieliśmy serwować...
Rozległ się gromki śmiech. Właściwie, jeśli mieli mnie zwolnić, cieszę się, że zrobili to w czwartek. Bo w
piątki wieczorem wszyscy mają jeść wszystko. A wierzcie mi, że ludzie traktują to dosłownie. Restauracja
Irmy jest jedyną, w której na stołach mają defibrylatory. Ketchup? Musztarda? Rozrusznik serca? - Zamilkła
na chwilę, by ciszą wybijać odpowiedni rytm. - Przecież to nowe stulecie. Powtarzałam ludziom, żeby, na
miłość boską, jedli owoce!
Znów rozległ się śmiech, nawet bardziej gromki. Poczuła się pewniej.
Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła do ataku, zachowując najlepsze dowcipy - o matce - na sam koniec.
Kiedy skończyła występ, cofnęła się od mikrofonu. Grzmiały rzęsiste oklaski, a Joe Cochran szedł do niej
przez scenę. Uśmiechał się, co było zdecydowanie dobrym znakiem.
Ciepłym gestem położył rękę na jej ramieniu i zwrócił się do widowni:
- Poznali państwo bardzo zabawną Ruby Bridge. A teraz poznacie pozostałych uczestników. Oto
terapeutka rodzinna Elsa Pine, autorka bestselleru Toksyczni rodzice, i szanowny Sanford Tyrell,
kongresman z Alabamy.
Elsa i Sanford weszli na scenę, wyglądając jak ołówek i piłka. Unikali kontaktu wzrokowego ze sobą.
- Zaczynajmy! - Joe klasnął w dłonie.
Trójka gości podążyła za nim do ładnie ustawionych, krytych skórą krzeseł. Joe usiadł na środkowym, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl