[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zajączki w różnych pozach, koniki i osiołki. Jednego roku zrobił szopkę dla mamy pod choinkę, a dla mnie pudełeczko na drobiazgi. Malutkie, dla mojej małej dziewczynki powiedział, gdy odpakowywałam prezent. Było bardzo ładne i pachniało wiśniowym drewnem albo jakimś bardzo dziwnym lakierem. Na wieczku wyrzezbił dwa misie. Jeden był bardzo duży, a drugi przytulony do niego i malutki. Ten duży pochylał się i całował tego małego w głowę. To ty i ja powiedział z uśmiechem. Mamy nie ma z nami? zapytałam. Poszła po jagody dla ciebie wytłumaczył mi. Po latach dowiedziałam się, że miała być, ale mu nie wyszło. Mam to pudełeczko do dzisiaj. Leży sobie w szufladce i nikomu nie pozwalam go dotykać. Jego pracownię wraz z całym zbiorem różnych narzędzi Jerzy przejął w spadku. Tata ją stworzył. Pamiętam, jaki był szczęśliwy, gdy kupił działkę na obrzeżu miasta. Sam zbudował na niej domek, sam zrobił okna i drzwi. Teraz ta działka nie leży już poza miastem, znajduje się prawie w centrum. Budowali i budowali, osiedle za osiedlem, aż malutki domek mojego taty zniknął między nimi. Po odejściu Jerzego, po naszym szybkim rozwodzie, z bólem serca sprzedałam tę działkę, nikomu już niepotrzebną. Mama nie oponowała, zajęta swoimi sprawami. Chyba nie czuła do niej takiego sentymentu jak ja. Długo żegnałam się ze wspomnieniami. Nie było to takie proste. Tkwiły w każdym kącie, w każdym narzędziu. W tym małym domku gniezdziło się całe moje dzieciństwo. Szczęśliwe dzieciństwo. Wiesz, tak sobie myślę, że mogłybyśmy urwać się gdzieś same Ewa wyrwała mnie z zadumy, szczęśliwe wspomnienia zniknęły. Nie bardzo mi się chce& Okropna jesteś. Okropna, i dlatego do mnie przychodzisz. Bo u ciebie taki spokój i cisza, a u mnie ciągle jak w ulu. A to nie chcą jeść, a to lekcje do odrobienia, pranie, gotowanie, zaszywanie dziur na kolanach. Wiesz, jacy oni są, oboje. Hania nie powinna być Hanią, tylko Haniem, a Jacek& machnęła ręką z rezygnacją. Chwila spokoju też mi się należy. Należy, ale już pózno i może idz, bo teraz takie niebezpieczne czasy. Jakoś u nas się nie boję. Idz, bo ja się boję. Spojrzała na zegarek. Masz rację, pójdę już. Dopiła resztkę wina i wstała z ociąganiem. Ubrała się w przedpokoju, zerkając w lustro, zrobiła złą minę i pokazała sobie język. Pa szepnęła z ręką na klamce. Podeszłam do niej. Brzdęknij mi, jak dojdziesz powiedziałam i stanęłam w drzwiach. Brzdęknę kiwnęła głową i nacisnęła strzałkę w dół. Nie brzdęknęła, zapomniała, poczekałam chwilkę i sama zadzwoniłam. Doszłam, pa, pa wyszeptała. Pogasiłam światła i zawinęłam się w moją cieplutką kołderkę ze świadomością, że zaraz zasnę. I zasnęłabym, gdyby w mojej sypialni nie rozległ się znajomy stukot pazurów i ciche sapanie. Idz do siebie! mruknęłam jeszcze rozkazująco i poczułam, jak za moimi plecami ugina się materac. Luiza delikatnie jak na jej możliwości położyła się koło mnie. 3 Zbudził mnie brzęczący wściekle budzik. Chciałam po niego sięgnąć, ale nie udało mi się. Specjalnie go tak daleko położyłam. Przeczekałam i zasnęłam ponownie, ale nie było mi dane błogie spanie, bo złośliwiec odezwał się znowu i rozbudził do końca. Odrzuciłam kołdrę i poleżałam jeszcze chwilkę. Wstaję, nie produkuj się już, udało ci się burknęłam w stronę nocnego stolika. Włożyłam kapcie i wyłączyłam złośliwca. Narzucając szlafrok, zerknęłam na łóżko i się uśmiechnęłam. Luiza spała jak człowiek, na plecach. Tylne łapy rozłożyła na płasko, ukazując różowy brzuch. Przednie bezwładnie zwieszone nad potężną klatką wyglądały jak łapki pluszaka. Wtopiła głowę w miękką poduszkę, ukazując białą sierść na szyi. Uszy i fafle, różowe w środku, odchyliły się do tyłu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|