[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Penelope zdali sobie sprawę, że pobrali się w zbyt młodym
wieku. Po ślubie zaczęli się od siebie oddalać. Każde z nich
oczekiwało od tego małżeństwa czegoś innego. Nie potrafili o
nie walczyć.
- Byliśmy ze sobą tak długo, jak się dało. %7łałuję, że nasz
rozwód zbiegł się z małżeństwem Kate i Ryana. Byliśmy zbyt
zajęci sobą, aby dostrzec, że jesteś osamotniona w swoim
cierpieniu.
- Przez całe lata myślałam, że coś jest ze mną nie tak,
skoro wszyscy, na których mi zależy, opuszczają mnie. Tak to
wtedy odbierałam.
- Popełniłem wiele błędów. - Zielone oczy Lawrence'a
wypełniły się smutkiem. - Ostatnie lata były dla mnie bardzo
trudne. Na pewno jesteś zaskoczona, że znów zaistniałem w
życiu mamy.
- Jestem - przyznała. - Ale to nie ja podejmuję decyzję w
tej sprawie,
Lawrence skinął głową.
- Chciałbym skorzystać z szansy i naprawić nasze
stosunki, Zoe. Znów stać się częścią twojego życia, a nie tylko
przyglądać mu się z boku.
Osiemnastoletnia Zoe zareagowałaby gniewem. Teraz też
mogła to zrobić, ale przez te lata zmądrzała i dojrzała. Bardzo
dużo nauczyło ją ponowne spotkanie z Ryanem.
- Też bym tego chciała.
- Słyszałem, że zaczęłaś znów spotykać się z Ryanem -
ciągnął Lawrence, jakby czytał w jej myślach. - Mama mówi,
że zawarliście pokój. Najwyższa pora.
Zoe przygryzła usta, żeby się nie uśmiechnąć. Pamiętała z
dzieciństwa, jak często ojciec powtarzał to swoje  najwyższa
pora", zwłaszcza, jeśli ją za coś ganił.
- Nigdy nie chowałaś długo urazy - powiedział. -
Odwracanie się od kogoś, kto ofiaruje ci przyjazń, nie leży w
twojej naturze.
Wiedziała, że mówi nie tylko o Ryanie, ale i o sobie.
- Na nowo odkrywam niektóre zalety Ryana -
powiedziała sucho.
Dostrzegła w oczach ojca nadzieję. Wiedziała już, że
wszystko mu wybaczy. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, aby
nie odrzucała szansy, bo kolejnej może już nie dostanie.
- Dałeś mi dużo do myślenia.
- W takim razie zostawię cię z twoimi myślami.
Porozmawiamy jutro? - spytał, uśmiechając się.
Poczekała, aż zszedł na dół, po czym ruszyła za nim.
Dostrzegła rodziców rozmawiających cicho przy frontowych
drzwiach. Matka oparła głowę o ramię Lawrence'a w tak
znajomy sposób, że Zoe zalśniły łzy w oczach.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, ojciec odszedł, a Penelope
została w drzwiach. Zoe podeszła do niej i uścisnęła ją.
- Bardzo cię kocham, mamo.
- Ja ciebie również. I ojciec także cię kocha. Kobiety z
klanu Russellów dostały drugą szansę. - Popchnęła lekko Zoe
w stronę drzwi. - Idz, znajdz swoją.
- Jakiś problem? - Ryan oparł się ręką o drzwi
niewielkiego sklepu. Doskonale znał odpowiedz na swoje
pytanie. Jego pracownik zdał mu dokładną relację. Ktoś
zauważył obok sklepu dziwnie zachowującego się mężczyznę
i zawiadomił policję.
Stojący przy ladzie mężczyzna znieruchomiał. Ryan
rozpoznał w nim Alana Delaneya, spokojnego obywatela,
który do tej pory nie przysparzał wymiarowi sprawiedliwości
żadnych problemów. Był właścicielem sklepu przy rynku.
Był ubrany w nieco znoszone, ale czyste ubranie. Na jego
twarzy widać było w tej chwili strach i urazę.
- Nie chcę żadnych kłopotów. Interesuje mnie tylko
zawartość kasy.
- Ile pieniędzy jest w środku? - spytał lekko Ryan, nie
spuszczając wzroku z Alana i ekspedienta. Ryan był
nieuzbrojony i miał nadzieję, że nawet jeśli Alan ma broń, nie
odważy się jej użyć. Jakoś sobie poradzi, miał przecież spore
doświadczenie i często brał udział w podobnych akcjach.
Potrząsnął głową, by odpędzić natrętne myśli. Jest w
Riverbend, nie w Filadelfii. Stoi przed nim człowiek, którego
dopadły brutalne prawa ekonomii, a nie gotowy na wszystko
handlarz narkotykami.
- Jakieś pięćdziesiąt dolarów - wyjąkał przestraszony
Howie, syn właściciela sklepu.
- Odkąd mój sklep wykończyła konkurencja, jestem bez
grosza - oznajmił Alan. - Nie będę żebrał na ulicy ani
korzystał z zasiłku.
- Rozumiem cię - powiedział Ryan, ruszając powoli w
jego stronę. Uniósł ręce, aby pokazać, że nie ma broni.
W tej chwili do sklepu weszła Zoe. Ryan pozostał
spokojny, ale nie potrafił ukryć irytacji. Rzucił jej
ostrzegawcze spojrzenie.
- Myślę, że jakoś potrafimy zaradzić twoim problemom -
powiedział spokojnie. - Howie, zadzwoń do Jake'a. Powiedz
mu, że ani tobie, ani matce nic się nie stało i wszystko jest pod
kontrolą.
Sięgnął do kieszeni Alana i wyjął z niej  broń", czyli
mocno dojrzały banan.
- Będziesz musiał pójść ze mną na posterunek.
- Nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić - powiedział
nieśmiało Alan Delaney, spoglądając na Zoe.
- To Zoe Russell z  Obudz się, Ameryko" - powiedział
Howie, który teraz, gdy zagrożenie minęło, odzyskał rezon. -
Była moją baby - sitter.
- Ty jesteś Howie Zimmer? - Zoe z trudem rozpoznała w
rosłym nastolatku pulchnego brzdąca, którego przed laty
sadzała sobie na kolanach.
Ryan położył rękę na ramieniu Alana.
- Chodzmy się przejść. Zoe i Howie przyjdą do nas za
kilka minut. Jestem pewien, że Zoe z chęcią odpowie na twoje
pytania dotyczące ekscytującego życia gwiazdy telewizyjnej.
Zoe podeszła do Ryana i szepnęła mu do ucha:
- Burmistrz miał rację.
- Odnośnie czego? - spytał Ryan, ujmując Alana za ramię
i popychając do wyjścia.
- Jesteś tu potrzebny.
Zoe przyszła na posterunek jakieś dwadzieścia minut
pózniej, wraz z matką Howiego. Czekała cierpliwie, aż Ryan
skończy rozmawiać przez telefon. Starała się nie
podsłuchiwać, ale domyśliła się, że dyskutuje na temat
sytuacji Alana Dalneya.
Przestudiowała wszystkie wiszące na tablicy ogłoszenia,
łącznie z listą najbardziej poszukiwanych przez FBI
przestępców. Z ulgą stwierdziła, że żadnego z nich na pewno
nie zna.
W końcu usiadła na krześle przy biurku Ryana i zaczęła
przyglądać się stojącej na nim fotografii. Przedstawiała Ryana
i ciemnowłosego mężczyznę. To musiał być Sean.
Stali naprzeciwko siebie. Ze sposobu, w jaki na siebie
patrzyli, widać było, jak mocno są z sobą związani. Podniosła
wzrok na Ryana. Patrzył na nią.
- Może mi powiesz, skąd wzięłaś się w sklepie? - Ryan
odłożył słuchawkę i przechylił się na krześle.
- Jesteś bardzo miłym facetem. - Zoe odstawiła fotografię
na miejsce. - Dziś zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo cię
podziwiam.
- Unikasz odpowiedzi na moje pytanie.
Widziała, że zachowanie spokoju kosztuje go sporo
wysiłku. Jego troska sprawiła jej przyjemność.
- Przecież nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo. Ryan
jęknął i potarł twarz dłonią.
- Alan nie miał broni, ale był wystarczająco
zdesperowany, żeby spróbować rabunku. Mogłaś zostać ranna.
- Wiedziałam, że mnie obronisz. Doskonale sobie dałeś
radę. Sklep nie został obrabowany, pan Delaney zachował
godność i dostał pieniądze, których potrzebował. Tylko ty
straciłeś pięćdziesiąt dolarów. Wiem jednak, że nie ma to
znaczenia wobec faktu, że nikt nie ucierpiał.
Ryan przewrócił oczami. Kiedy ujrzał Zoe wchodzącą do
sklepu, miał ochotę siłą wypchnąć ją na ulicę. Na szczęście
jednak zachowała się spokojnie, jakby czytając w jego
myślach.
- Och, czyżby doszła do głosu twoja kobieca logika?
Przeszła dookoła biurka i usiadła na jego krawędzi. Pochyliła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl