[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pominać mu matki? To było całkiem prawdopodobne.
Nachylił się nad nią wzruszony, wziął ją w ramiona i uniósł do góry bez
ostrzeżenia. Nikki pisnęła radośnie i zawołała:
- Uważaj, tato, bo się we mnie zakochasz!
- Jestem w tobie zakochany, Nikki.
- Dlatego że pomalowałam sobie paznokcie u nóg?
- Nie, dlatego że jesteś taka piękna. I że jesteś moim dzieckiem - dodał
cicho, tak że tylko ona mogła to słyszeć. - Przede wszystkim dlatego.
62
S
R
Nikki wtuliła twarz w jego policzek i wyszeptała:
- Ale ja jestem podobna do mamy.
- Nie. - John uniósł jej głowę i spojrzał prosto w oczy, które patrzyły
na niego, jakby nie do końca rozumiejąc, co właściwie się dzieje. - Wyglą-
dasz jak Nikki Lynn Livingstone, moja piękna, wspaniała córka. Nikt inny
nie jest taki jak ty.
Na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech.
- Zachowujesz się naprawdę dziwnie, tato.
- Mówiłem ci, że jestem zakochany. - Roześmiał się i zakręcił nią do-
okoła, jak wtedy gdy była małą dziewczynką. Postanowił, że kiedy Lorra-
ine znowu zadzwoni, namówi córkę, żeby z nią porozmawiała. To czy
Lorraine go kocha, czy nie, nie ma już znaczenia. Najważniejsze, żeby
Nikki miała oboje rodziców. Przecież nie jest sierotą.
- Nikki! - krzyknął Paul. - Gramy w to Nintendo czy nie?
- Gramy! - odkrzyknęła dziewczynka i uwolniła się szybko z ojcow-
skich objęć. Pobiegła za Paulem na górę, a John poszedł do samochodu,
żeby zabrać koszyk, który został tam po wycieczce.
Zaniósł go do kuchni, postawił na stole. Beth stała przy zlewie, zmy-
wając naczynia. Wiedziała, że wszedł, nie odwróciła się jednak ani nie
odezwała.
- Przyniosłem koszyk - powiedział. - Gdzieś go schować?
- Gdziekolwiek - odparła nieswoim głosem.
- Beth? - zaniepokoił się. - Czy coś się stało? Wytarła mokre dłonie,
sięgnęła po chusteczkę, wydmuchała nos.
- Nic takiego.
John podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. Zbyt długo był
żonaty, żeby zadowolić się takim wyjaśnieniem.
- Przecież widzę, że coś się stało - odezwał się łagodnie.
- Przepraszam, to naprawdę drobiazg.
- Nie płacze się z powodu drobiazgów.
- Masz rację. - Odwróciła się do niego. - Po prostu... wzruszyłam się, tak
63
S
R
po babsku. Kiedy zobaczyłam, jak Paul prowadzi samochód... - Pokręciła
głową, jakby chciała odgonić cisnące się do oczu łzy. - On tak szybko ro-
śnie, John. Mój syn, ten sam malutki chłopiec, którego sadzałam na nocniku
i któremu opowiadałam bajki przed zaśnięciem, tak szybko dorasta...
To chyba dzień rodzicielskich refleksji, pomyślał John, głośno zaś
powiedział:
- Czy to zle? Przecież na pewno zawsze chciałaś, żeby został męż-
czyzną, stał się samodzielny, dorosły... I tak będzie. W przyszłym miesiącu
zaczyna szkołę średnią, za rok będzie miał prawo jazdy. Powinnaś się z
tego cieszyć.
Beth podeszła do stołu, usiadła przy nim i ukryła twarz w dłoniach. John
nie bardzo wiedział, jak się zachować, przyniósł więc pudełko chusteczek i
usiadł naprzeciw niej. Pociągnęła nosem. Zaczął głaskać ją po ręce. Tylko
tyle mógł dla niej zrobić.
- Przepraszam - uśmiechnęła się do niego przez łzy.
- Za co? %7łe zachowujesz się jak człowiek?
- Więc dziękuję.
- Teraz już zupełnie nic nie rozumiem.
- Chodzi o to, że... - Wstała, podeszła do kuchennego blatu i oparła się
o niego z westchnieniem. - Ojciec Paula nigdy nie pozwoliłby mu jezdzić
wypożyczonym samochodem wokół domu. Dziękuję ci za to.
John nie odrywał od niej wzroku. Patrzył, jak łzy nie przestają płynąć po
jej twarzy, i wiedział, że nie zdradziła mu, jaki jest prawdziwy powód tego
nagłego płaczu.
- To nie o to chodzi, prawda, Beth? Pokręciła głową.
- Powiedz mi więc, co naprawdę cię gryzie. To pomoże.
- Widzisz - znów westchnęła - mój mąż...
- Wiem, nie żyje. Rozumiem twój ból.
- A ja wiem, co musiałeś czuć, kiedy opuściła cię żona. Przeżyłam to
samo - te wszystkie wątpliwości i pytania. Tuż przed śmiercią Jim miał
romans.
64
S
R
John nie był w stanie uwierzyć, że znalazł się mężczyzną który mógł
zdradzać Beth. Nie wypowiedział jednak na głos swoich myśli. Uznał, że te-
raz przede wszystkim powinien słuchać.
- Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, nawet Mary Jane - opowiadała
tymczasem Beth. - A już na pewno Paulowi. Wiem, ile znaczy ojciec dla
dziecka. Nie chciałam zniszczyć jego dobrych wspomnień i zachowałam tę
tajemnicę tylko dla siebie. - Zakryła usta dłonią. - Boże, kochałam go tak
mocno. A jednak gdzieś w głębi duszy wiedziałam... czułam... Ale nie
chciałam o tym myśleć, a tym bardziej zaczynać rozmowy z Jimem. Mu-
siałabym powziąć jakąś decyzję, ostateczną decyzję, a nie byłam do tego
zdolna. Kiedy zaś upewniłam się, że mnie zdradza, odnalazłam w sobie
uczucia, o które nigdy się nie podejrzewałam. Stałam się ślepa, zawistna,
zła, tak niewiarygodnie zła...
John nie mógł dłużej patrzeć na jej łzy. Nie znalazł rozsądnych słów,
które mogłyby pocieszyć Beth, wziął ją więc po prostu w ramiona i przy-
tulił.
Nie protestowała. Westchnęła tylko, oparła policzek na jego piersi i stali
tak objęci, milcząc i rozmyślając - każde o swojej przeszłości.
O dziwo, John nie czuł już tak znajomej zapiekłej złości i rozgory-
czenia, które ogarniały go za każdym razem, kiedy słyszał o jakiejkolwiek
niewierności i zdradzie. Nie był wściekły na męża Beth, tak jak nie iryto-
wały go już myśli o Lorraine. Czyżby jej wybaczył, stał się bardziej wyro-
zumiały dla ludzkich słabości? A może po prostu uznał to wszystko za
przeszłość, która nie powróci i która nie powinna psuć radości z tego, co
właśnie przeżywał, i z tego, co jeszcze miało nastąpić? Był smutny, ale za-
razem spokojny - to wszystko. Był też podekscytowany, coraz bardziej
podniecony jej bliskością...
Kiedy Beth podniosła głowę, zrobił to, czego obiecał sobie już więcej
nie robić.
Wziął jej twarz w swoje ręce i pocałował ją.
65
S
R
Beth jęknęła, rozchyliła usta, objęła go rękami wokół szyi. Przyjęła po-
całunek bardziej niż chętnie, on zaś poczuł, jak kręci mu się w głowie z po-
żądania. Nie był tym razem ostrożny ani delikatny. Nie umiał zapanować
nad gorączką, która ogarnęła jego ciało. Pragnął jej ciepła, zapachu, doty-
ku; był gotowy otworzyć przed nią swoje serce, dać rozkosz, zrobić
wszystko, byle tylko uśmierzyć jej ból.
I wtedy zrozumiał. Zrozumiał, że dopiero gdy wybaczył Lorraine, stał
się znów zdolny do tego, by ufać i kochać. Musiał jej wybaczyć ze względu
na siebie, ze względu na Nikki. I ze względu na Beth. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl