[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nastroju wróciła do gości.
Przyjęcie zdecydowanie już przygasało, choć
i tak trwało znacznie dłużej, niż przewidywała.
Ann szepnęła jej w przelocie, że z reguły goście
rejterują z podobnych koktajli zaraz po opróż-
nieniu bufetu, więc uważa, że Tania odniosła
prawdziwy sukces.
Gdy wszyscy już wyszli, Ann została, by pomóc
jej w sprzątaniu. Wreszcie miały czas i spokój na
wymianę refleksji na temat przyjęcia.
 Ale, ale  powiedziała nagle Ann.  Kto by
pomyślał, że zaszczyci cię nasza kochana Clarissa.
Zwykle nie zniża się do takich przyjęć. A tak
w ogóle, to żal mi Nicholasa. Wie jak wszyscy, że
Clarissa przeżyła rzeczywiście wiele dramatycz-
nych chwil w życiu, ale moim zdaniem mogłaby
już z tego się otrząsnąć. A wygląda to trochę tak,
jak gdyby tego świadomie nie chciała, bo tym
swoim nieszczęściem wszystkich wkoło szantażu-
je. Zwłaszcza Nicholasa, no i Jamesa. Zdaje się, że
tylko z synami ma inny kontakt, na szczęście
przynajmniej tyle, i aż tyle. Więc jeśli to już nie
kwestia choroby, to Clarissa jest po prostu do cna
zepsuta i rozpuszczona. Popatrz, jest bogata, ładna,
ma piękny dom i udanych synów, troskliwego
męża i wszechpotężnego brata, który spełnia wszy-
stkie jej zachcianki. No powiedz, to mało?
 Może za dużo?
 Może...  Ann pokiwała głową w zamyśleniu.
 Co nie zmienia faktu, że Nicholas goni w piętkę
i zupełnie sobie nie radzi. Cholernie mi go szkoda,
bo w porównaniu z Jamesem nie ma szans na
błyszczenie.
 Ja tam wolę jego niż Warrena  oznajmiła
Tania i aż zagryzła wargi.
Ale palnęła! Z głupiej ochoty, żeby chociaż
w taki dziecinny sposób się zemścić na Warrenie
za jego plecami, sama daje pożywkę do plotek
na temat swojego rzekomego romansu z Nichola-
sem.
Na szczęście Ann nie zwróciła uwagi na jej
odpowiedz, mając ważniejsze sprawy na głowie.
 Co takiego? Może...  odparła z roztarg-
nieniem i dodała z zadowoleniem:  No, pod-
kuchenna oznajmia, że wszystkie szklanki i kieli-
szki pomyte. Służba mówi jaśnie pani do widzenia
i odmeldowuje się do łóżka i ciepłego mężusia.
ROZDZIAA CZWARTY
Pod koniec tygodnia, na kilka dni przed otwarciem
sklepu, w miejscowej gazecie pojawił się bardzo
pochlebny artykuł o Tani i jej nowej inwestycji.
Tania po raz kolejny doceniła roztropność Ann,
która ją namówiła na zorganizowanie przyjęcia,
i gorąco jej za to podziękowała.
 Niezły, co?  mruknęła Ann znad filiżanki
kawy, ponownie przeglądając gazetę.  Trzymaj-
my kciuki, żeby wszyscy twoi potencjalni klienci
byli tak zadowoleni jak pani redaktor. W związku
z tym, że kroi ci się niezły młyn w najbliższym
czasie, przez jakiś czas będę zawoziła Lucy do
szkoły i zabierała ją z powrotem, żebyś nie musiała
na ten czas zamykać.
Ann podniosła rękę, uciszając protest Tani.
 I tak jeżdżę z Susan, więc dla mnie to żaden
kłopot. Przez godzinkę czy dwie potrzymam Lucy
u siebie, a potem wyślę ją do domu. Dziewczynki
naprawdę się ze sobą zżyły, więc lepiej niech sobie
chodzą po głowie niż nam, prawda? A jak trochę
okrzepniesz i wszystko zorganizujesz, pomyślimy
o jakiejś stałej pomocy do sklepu.
 No to dzięki. Zdejmujesz mi kamień z serca,
bo rzeczywiście najbardziej się martwiłam, co z jej
szkołą, i że przez cały czas będzie sama. A w tej
sytuacji, jak już wróci od ciebie, ja akurat będę
zamykała, i zostanie nam trochę czasu dla siebie.
Ann powoli zbierała się do wyjścia, gdyż wy-
prawiała się na swoje cotygodniowe polowanie
w supermarkecie.
 Nienawidzę tych zygzaków wózkiem od stoi-
ska do stoiska  rzekła z jękiem.
 Ja też. Jak dojeżdżam do kasy, kółka w wózku
rozłażą mi się we wszystkie cztery strony świata.
A jeszcze trzeba za to wszystko zapłacić.
Ann wzniosła oczy do góry i zostawiając Tanię
samą, wsiadła do samochodu.
Tania po raz kolejny przeczytała artykuł o swo-
im przyjęciu, ale po chwili przyjemny nastrój
prysł, gdy przypomniała sobie o konflikcie z Jame-
sem Warrenem i niebezpiecznych intrygach Ni-
cholasa.
Wżaden sposób nie potrafiła zrozumieć po-
stępowania swego prawnika, który uciekał się aż
do takich wybiegów, by zwrócić na siebie uwagę
żony. Współczuła mu, bo rzeczywiście nie miał
lekkiego żywota. Ale to absolutnie nie usprawied-
liwia mieszania innych w swoje sprawy małżeń-
skie. Zwłaszcza gdy grozi to takiej osobie przy-
krymi konsekwencjami, jak to się stało w przypad-
ku Tani.
Spotkała się nie tylko z otwartą wrogością
Jamesa Warrena, ale także pogróżkami i szan-
tażem. Jak ma temu zaradzić? Jeśli Warren rzeczy-
wiście podejmie jakieś nieprzyjazne kroki, jak ma
się bronić?
Przypomniała sobie, z jaką chłodną pogardą
James Warren obserwował ją na przyjęciu. Ale
doskonale pamiętała też swoją zapalczywość,
wręcz zaciekłość, z jaką chciała mu utrzeć nosa.
I że to bardziej ją interesowało niż przekonanie go,
że się myli.
Dlaczego tak postąpiła i dlaczego cała ta sytu-
acja tak ją wytrąca z równowagi?
Owszem, jest niesłusznie oskarżona, a to boli.
Konflikt z miejscowym ważniakiem może być
grozny dla raczkującej firmy. Ale doświadczyła
wżyciu wielu podobnych zagrożeń, a jednak nie
reagowała na nie z równym lękiem. A przede
wszystkim nigdy nie reagowała na nie tak dziwnie
i bezradnie, jak w tym przypadku!
Już jako młoda dziewczyna nauczyła się odcinać
od negatywnych emocji innych. A pierwszą lekcją
była sytuacja, gdy zaszła w ciążę i zewsząd sypały
się na nią gromy. Władze szpitalne starały się ją
nakłonić, żeby  oczywiście dla swojego dobra! 
oddała dziewczynkę do adopcji. Na długo zapa-
miętała wściekłość i dezaprobatę starszego lekarza
z opieki społecznej, gdy nie posłuchała jego rady.
To wtedy nauczyła się twardości, spokojnego
uporu i kierowania się własnym wyczuciem, a nie
zachciankami innych. To wtedy raz na zawsze
zrozumiała, że choćby nie wiadomo jak się starała,
zawsze komuś wejdzie w drogę.
A więc ciągle będzie jej towarzyszyła czyjaś
dezaprobata i musi się nauczyć z tym żyć.
Kierując się tą zasadą, przeszła całe dorosłe ży-
cie, aż do teraz, kiedy to nagle tej swojej złotej za-
sady nie potrafiła zastosować. Bo inaczej skąd to
ogromne wzburzenie emocjonalne?
Czy dlatego, że została oskarżona niewinnie
i opinia Warrena o niej była całkowicie błędna?
Tylko dlaczego miałaby się z tego powodu martwić?
Mało to razy krzywdzono ją niesłusznymi opiniami?
Poza tym Warren był w jej życiu epizodem, więc
dlaczego miałaby się przejmować jego zdaniem?
Możliwe, że bała się dlatego, iż z powodu
swoich koneksji James Warren może zaszkodzić
jej firmie. Tak, to może być kluczowe wytłuma-
czenie, bo właśnie tu, w Appleford, chciała zacząć
lepsze życie z Lucy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl