[ Pobierz całość w formacie PDF ]

parę gniadych koni założy do wozu jadąc na jarmark, to całą wieś prześciga.
Bohatyr on szczęsny i jeden u ojca, to cały majątek na niego idzie, a do wojska
nie brali, bo taki szczęsny jak on, to nawet od tego wolny.
A Daniłko? Ot, całkiem inaczej, i on ładny, może nawet ładniejszy, ale
biedny, syn rybaka, co tylko z tego żyje, jak ryb nałapie i sprzeda w miastecz-
ku, a matka len przędzie clla wiejskich gospodyń. I tak żyją sobie w małej
chatynce nad rzeką. Najstarszy syn Stepan we dworze za parobka służy, a ma-
ły %7łinko do roboty chodzi. Fedotka ich czasem odwiedza nie uważając na
śmiechy dziewczyn ani na gniew ojca. Nosi dla małego %7łinka wiśnie za pazu-
chą, żeby matka nie zobaczyła; czasem w niedzielę dla starej Semenichy grzy-
bów albo jagód przyniesie, zawsze ukradkiem, w obawie, aby jej gdzie Mak-
sym nie złapał i nie wyśmiał.
Chłopcy, do których nie chciała wódki przepić, i dziewczęta zazdroszcząc
jej urody, nazwali ją sołdatką, bo Daniłko już trzy zimy w wojsku i słuch
zaginął- Miał wrócić w tym roku na zielone święta i nie wrócił, już
° H" hodzÄ… żniwa a jego, sokolika, nie ma. Może zapomniaÅ‚ o Fedotce, a może
"Yna wojnie - jak Maksym mówił. Oj biednyż on, biedny! Ona jego tak
f ha że ot, zdaje się ptakiem, poleciałaby do niego, żeby tylko zobaczyć,
aeadać, a dobre słowo usłyszeć. Trzy zimy za nim "tuzy", trzy wiosny i trzy
3/enie czeka na niego i doczekać się nie może. Rodzice chcą ją gwałtem
Irtdać za Maksyma, ale ona nie chce. Już ją bafko bił za to kilka razy, matka
A na wsi ją nazywają starą dziewką, a Daniłka nie ma i nie ma. Pewnie, że
ona już stara, już jej się na dwudziesty rok "obróciło", inne w jej latach dawno
za mąż poszły i dzieci mają, i chatę własną, ona tylko jedna sierota. Ale będzie
czekała na Daniłka choćby drugie tyle czasu, za innego nie pójdzie, on wróci
iwezmie ją na żynku. On ją kocha i do ślubu zaprowadzi, a potem będą
w swojej chatynce ojcu, staremu Semenowi, w łapaniu ryb pomagać. Daniłko
nowe sieci kupi i wiek cały żyć z nią będzie, żadnej bohatyrki nie zechce.
Ale czemu nie wraca? Musi jemu czas nie wyszedł.
Dziewczyna usiadła pod wiśnią, oparła głowę na ręku i zamyśliła się głębo-
ko
Po chwili czarne jej oczy zalśniły radośnie, kraśne usta śmiały się odsłania-
jąc białe, równe zęby. Marzyła o ukochanym i obiecywała sobie być mu wier-
ny On jej dał bursztyny na szyję, które nosi cały czas, ani razu nie zdjęła ich
z siebie. Maksym jej dawał piękne korale, kraśne jak czereśnie, ale ich nie
chciała, bo były od niemiłego.
Obok Fedotki, na murawie, rozciągnął się czarny kudłaty pies i łeb położył
najej kolanach. Dziewczyna gładziła go śniadą ręką mówiąc do niego serdecz-
nie jak do przyjaciela.
- Hej, Mucyk! Toż będzie radość jak Daniłko czajką przypłynie z soł-
datów, będzie wtedy światło i muzyka, i wesile i korowaj. Hej, Boże miły!
Daniłko, szczob ty już tu był! Mucyk, Daniłko pryjde, prawda? I wozme
Frdotku za żynku, pijdu z Rudni tam to niego, do Ruczyców. Jak będzie
dobrze, to budesz rybu z nami isty,
tobi damy, a taki damy, z głodu nie zdechniesz, bo Daniłko dobry, oj jaki
dobry! Zobaczysz, Mucyk, zobaczysz.
Przemawiała do psa uśmiechnięta radośnie. Wtem drzwi od chaty otwo-
rzyły się gwałtownie^ smuga światła od komina padła na murawę oświecając
nogi Fedotki i wsparty na nich łeb Mucyka. W drzwiach stanęła sucha postać
kobieca.
- Hej, Fedotka! Gde ty dawajeszsia - zapiszczała baba cienkim głosem
-wże dawno od rzeki pryjszła i bałamuci daj bałamuci, chody do chaty.
Dziewczyna powstała i poszła wolno, za nią wlókł się czarny pies. W izbie
* r°dzma zasiadÅ‚a do wieczerzy. Na stole przy oknie staÅ‚a miska dymiÄ…cych
kartofli i leżał kawał czarnego chleba, który krajano kozikiem. Na ławie sie-
aał stary, tęgi chłop, w postołach plecionych z łyka i w starej świtce rozpiętej
"a P'ersiach. Koszulę pod szyją związał czerwoną tasiemką. Włosy miał siwe,
c w^sy czarne i czarne duże oczy. Fedotka była do niego zupełnie podobna.
Przy ojcu siedziało kilkoro młodszych dzieci, chłopców i dziewczyn,
38
39
- ------ .. - ^^Cfl JW.1-.
Taki tobie dziewczyno trzeba za Maksyma - zapiszczała matka -
dobry chłopiec i bohaty, i na wojnu nie pijde, bo sam odin u bat'ka.
Fedotka nic nie odpowiedziała, tylko w sercu jej szarpało boleśnie, jakby je
kto nożem rozraniał. Usiadła przy kołowrotku i jęła pilnie prząść. Na usta co
chwila wybiegała jej piosenka o korowaju, ale nie chciała śpiewać bojąc się
żartów brata i gniewu matki, może i ojca? Jak się dowiedział, że Daniłko nie
wróci, będzie ją gwałtem zmuszał do wyjścia za Maksyma.
- Biednaż moja dola, biedna - szeptała dziewczyna - a taki nie pijdu
za niego, choćby bat'ko bił i zabił, utopię się a nie pójdę.
"
III [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl